Był to pokój urządzony dość przytulnie. Jego centralnym punktem były dwa fotele z bardzo wysokim oparciem, skórzaną wyściółką i miękkim siedziskiem. Aktualnie, oba z nich zwrócone były do Grace "plecami", przodem zaś w stronę olbrzymiego lustra, które zajmowało właściwie całą przeciwległą ścianę.
Na bocznych ścianach znajdowały się regały z licznymi propagandowymi książkami. Nowy słownik nowomowy, Jak walczyć z myślozbrodnią, Metody zwalczania oporów wewnętrznych i karania myślozbrodniarzy, Sądownictwo w Stanach Zjednoczonych Oceanii - niektóre tytuły były wszystkim znane, inne jednak brzmiały zupełnie obco, pomimo że rządowe księgarnie oferowały niezmienny, identyczny asortyment i łatwo było go zapamiętać. Nietypowy był również sufit - nie był gładki, lecz uformowany z małych pierścieni o nieznanym zastosowaniu.
Wszystko inne szybko jednak przestało mieć znaczenie, gdy Grace w lustrze zauważyła, że na fotelu, który stał dalej od niej, a bliżej lustra, siedział mężczyzna. Miał on już swoje lata. Na czole pojawiły się wyraźne zmarszczki, policzki lekko opadły. Włosy co prawda miał czarne, jednak wprawne oko (a już na pewno kobiece) zauważyłoby siwe odrosty. Brwi oraz suty wąs także były farbowane. Najstraszniejsze jednak były przenikliwe oczy.
Gdyby nawet mężczyzna był starszy o kolejne 50 lat, to i tak na podstawie tych oczu każdy mieszkaniec Oceanii rozpoznałby ich właściciela. To nie był zwyczajny, podstarzały mężczyzna. Na fotelu siedział Wielki Brat we własnej osobie.
- Przepraszam, że zajęło to tak długo czasu - zaczął spokojnym głosem, patrząc na oblicze Grace w lustrze. - Czy może... Ty powinnaś za to przeprosić? - zapytał z przekąsem i poczekał na jej reakcję.
Ledwo szłam. Przystanęłam w miejscu, które zdawało mi się bezpieczne, ale chyba żadne takie nie było w obecnej sytuacji. Byłam już gotowa na poddanie się, i nie miałam zupełnie nic do stracenia, ale mimo tego ogarniał mnie okropny strach przed następnymi sekundami, minutami, godzinami.
Potem się do mnie odezwał. On sam, Wielki Brat. Przełknęłam ślinę i zamrugałam kilka razy, chociaż pewnie sytuacja wymagała powagi. Serce chciało uciec mi z piersi, z trudem oddychałam. - Jesteś... Prawdziwy...? - spytałam, jąkając się i zaciskając pięści.
Nie tak miało być.
Wielki Brat roześmiał się lekko. Nie spodziewał się takiego pytania. - Tak samo prawdziwy, jak i Ty Grace. A czy Ty jesteś prawdziwa? Czy może jesteś tylko pionkiem, postacią w jakiejś grze?
Boże, miałam jedyną okazję żeby z nim porozmawiać, stanąć z nim twarzą w twarz i nie potrafiłam tego wykorzystać...
Położyłam dłonie na oparciu drugiego fotela i zacisnęłam je mocno. Nie mogłam się skupić, robiło mi się niedobrze. - Nie wiem! - wyszeptałam bezradnie.
Wielki Brat pokiwał głowo twierdząco. - Trafiłaś w sedno. Nie wiesz. Niewiedza to jedna z największych twoich bolączek, prawda? Co robi wzorcowa obywatelka wśród tych bandytów, w opuszczonym miasteczku, otoczona przez złowrogą armię? - zapytał łagodnym, lekko ironicznym głosem. Po chwili jednak spoważniał, pochylił się w jej kierunku i spojrzał jej prosto w oczy. - A może wzorcowa obywatelka wcale nie jest wzorcową obywatelką? Może po cichu marzy o zdradzie, potajemnych spotkaniach z kochankami w opuszczonych restauracjach nieobjętych wszechobecnym monitoringiem? Jak to z Tobą jest, Grace? Jesteś mi lojalna? Nie jesteś? A może po prostu... nie wiesz? - kontynuował, nie dając się jej odezwać.
Po chwili wyprostował się i znowu złagodniał, mówiąc, tym razem bez uśmiechu: - Dlatego chciałbym pomóc ci w tej niewiedzy. Przypomnisz sobie, jak się tu znalazłaś i zrozumiesz bardzo wiele. Musisz jednak spełnić jeden warunek.
- Co mi zrobisz w zamian? - spytałam. Już wyobrażałam sobie jakieś golenie moich włosów, albo ucięcie języka, albo jeszcze gorzej - wypranie mózgu. Jezu. Obym tylko się teraz nie porzygała.
- Tobie? Spokojnie, nie mam zamiaru wyrządzać ci żadnej krzywdy. Gdybym miał, już dawno bym to zrobił - odpowiedział tak obojętnym tonem, jakby recytował skład zupki chińskiej.
- Powiedz mi... Co wiesz o grupie zwanej "Poczwarkami"? - zapytał i spojrzał na nią zagadkowo.
Po chwili zastanowienia postanowiłam powiedzieć to, co wiem. A nie wiedziałam wiele, bo zatrułam się zatęchłym powietrzem i kurzem z wentylacji, przez co większość ważnych rozmów ominęłam. - Nic prócz tego, że istnieją i byli w bunkrze. Wiem, że nie pomagam, ale nie wiem, co mogę więcej powiedzieć.
Grace odpowiadała bardzo asekuracyjnie, więc Wielki Brat postanowił zagrać bardziej w otwarte karty. Wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.
- W porządku. Zapewne się domyślasz, że wiem o waszym spotkaniu z przedstawicielami tej grupy - zaczął. - Nie wiem, czy im uwierzyłaś w ich piękne, wolnościowe intencje, ale wiedz, że są równie dobrymi kłamcami, jak ja. Poczwarki wcale nie są żadnym śmiesznie nazwanym ruchem oporu, a jedynie taki udają. Tak naprawdę są wysłannikami Putina, władcy wrogiego Cesarstwa Eurazji i zamierzają siać zamęt w naszym państwie w celu destabilizacji jego struktur. Ostatecznym celem jest prawdopodobnie zaburzenie wojennej równowagi, która stanowi fundament naszej cywilizacji.
W tym momencie Wielki Brat zasmucił się, tak jakby naszła go nostalgiczna chwila refleksji nad zbudowanym ładem, który właśnie został zagrożony.
- Nie możemy pozwolić na zmiany tego typu. Dlatego też chciałbym, żebyście przeniknęli do siatki tychże samozwańczych Poczwarek i wybadali ich prawdziwe intencje. Chciałbym, żebyś została moją agentką - wyjaśnił i w tym momencie usiadł.
- Jest niestety jedno "ale". Armia Putina, aby być pewna waszej lojalności, zapewne będzie chciała mieć stałego zakładnika. Osobę przetrzymywaną gdzieś w areszcie, która na wypadek waszej zdrady zostanie wykorzystana przeciw wam. Oczywiście nikt nigdy nie dowie się o tym, że pracujecie dla mnie, więc osobie tej nic nie grozi. Musicie ją jednak wybrać spośród Was. Dlatego chciałbym Cię spytać... kogo uważasz za osobę najbardziej zbędną, która nie pomagała Wam do tej pory w trudnościach losu, nie udzielała się w spornych kwestiach i generalnie podążała ślepo za resztą? Kto jest, według ciebie, zbędny? Och, i zapomniałbym - niestety nie możesz wskazać Julii ani Winstona. Winston będzie mi potrzebny, zaś Julia jest nieistotna - wyjaśnił Wielki Brat, nie pozwalając Grace się odezwać. Siedział pochylony w jej kierunku, łaknąc szybkiej odpowiedzi.
Czułam jego oddech na swojej szyi. Zdecydowanie nie należało to do moich najmilszych doświadczeń w życiu. Do tego pogrywał ze mną, bo miał przewagę i dobrze o tym wiedział, wiedział też, że mógłby jednym ruchem skręcić mi kark w każdym momencie. Może to by nie było wcale takie głupie, szczególnie w moim obecnym położeniu? Nie mogłam wytrzymać tego przenikliwego spojrzenia, pary oczu utkwionych we mnie, pragnących bezwarunkowego zaufania...
Nie wiem co mnie podkusiło, żeby zacząć grać na zwłokę. Zawsze byłam egoistką, z resztą zapłaciłam za to dużą cenę - nie miałam zbyt wielu przyjaciół, przynajmniej w tym okresie, który pamiętałam. No właśnie, pamiętałam... - Musisz mi wybaczyć, ale nie jestem w stanie podjąć takiego ryzyka, jeśli nie wiem, co się działo przez ten cały okres do obudzenia się w miasteczku. Wiem, że znam całą grupę, ale być może przydarzyło nam się coś, co może pomóc mi podjąć decyzję. - w normalnej sytuacji sama bym się z siebie śmiała, że tak rżnę głupa. Nie mogłam jednak inaczej: wolałam być lojalna wobec grupy tyle, ile się tylko da, bo być może gdzieś obok ktoś właśnie myśli o tym, żeby wsypać mnie.
Wielki Brat oparł się wygodnie o oparcie i rozluźnił się, a na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. - Och, nie wspomniałem o tym? Oczywiście, dowiesz się tego, co się stało przed sprowadzeniem was do miasteczka. Ale wszystko po kolei. Wspomnienia będą nagrodą za wykonanie powierzonego zadania. A częścią tego zadania jest podanie nazwiska. Kto z nich był do tej pory najsłabszym ogniwem?
W tym momencie ułożył palce w piramidkę i zaczął nimi przebierać, stukać z niecierpliwością.
- Hubert byłby wspaniałym kandydatem, gdyby nie fakt, że pozostał martwy w bunkrze - stwierdził Wielki Brat lekko zdziwiony. Grace faktycznie musiała się czegoś nawdychać w tych wentylacjach.
- Żyje i ma się dobrze. Przecież weszła do pokoju tak jak Ty.
Wielki Brat wstał, złapał się za ucho w niewiadomym celu, a następnie podszedł do regałów z książkami. Tam chwycił z półki książkę zatytułowaną "Metody kontroli nastrojów publicznych - polityczna autopoprawka, wydanie II". Podał ją Grace i nie siadając, odrzekł: - To by było wszystko. Dziękuję ci za współpracę. Ta książka może ci pomóc w wykonaniu zadania. Jeżeli dobrze się z niego wywiążesz - jeśli wszyscy dobrze się z niego wywiążecie - dowiecie się, jak się tutaj znaleźliście. Tymczasem możesz stanąć przy drzwiach i opuścić ten pokój.
Powiedziawszy to, nie podał ręki Grace, lecz cofnął się w kierunku olbrzymiego lustra i czekając na ewentualnie pytania, pożegnanie bądź po prostu odejście, zaczął w nie po prostu patrzeć...
Gdy już zdecydujesz się na opuszczenie pomieszczenia, wrócisz do tej samej okrągłej sali, z której przybyłaś, w taki sam sposób. Tam czekaj na resztę graczy i kolejne wskazówki.
The maze isn't meant for you...
Skocz do Forum:
Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.