(Oczywiście w międzyczasie Ada obrzuciła Bolivara oburzonym spojrzeniem. Nie do końca rozumiała, co Wielki Brat miał na myśli, porównując się do Boga, bo przecież, według tego, co mówił Ewan, Bóg był tylko członkiem Partii, jednym z poddanych Wielkiego Brata...).
Ostatnie słowa Wielkiego Brata zabrzmiały jakoś złowrogo. Bolivar ciągle tłumaczył sobie, że znaczą co innego, jednak podświadomie doskonale wiedział, do czego wszystko zmierza. Nie było sensu próbować uciekać, ani o cokolwiek prosić. No chyba że... Ekhm... - odkaszlnął, by pozbyć się wrażania, jakoby się czegoś bał. Machnął ręką w stronę Ewana, by odwlec chwilę wydobycia z siebie głosu, który mógłby okazać się nazbyt piskliwy. Czy... - zaczął, ale z jego ust wydobył się tylko szept. Odchrzaknął znowu. Czy zanim... Czy mógłby najpierw.... - nie potrafił sklecić porządnego zdania, zdając sobie sprawę, że nie da się jego prośby ująć bez nawiązania do śmierci, jaka ich czeka. Chciałbym najpierw dać mu w pysk - wypalił wreszcie prosto z mostu, a jego sowa zabrzmiały niemal jak w rozkaz, do którego przywykł przez lata, zamiast jak potulna prośba, czy pytanie.
We are all evil in some form or another, are we not?
- Jeśli tak "zadecyduje lud", to owszem - odpowiedział Wielki Brat Bolivarowi, w powietrzu pokazując cudzysłów. - Widzicie, to społeczeństwo jeszcze nie jest przyzwyczajone do całkowitej dyktatury... tak to może wyglądać, ale niestety, musi wymrzeć jeszcze co najmniej jedno pokolenie, a kolejne wychować się na teleekranach, żeby... cóż, żeby wszyscy byli tak doskonale wychowani w ideach Ingsocu, jak Ty, Ado - skomentował. - Dlatego też co jakiś czas muszę spełnić jakąś drobną zachciankę ludności. Dziś taką zachcianką jest uwolnienie jednego z was. Widzicie, gdy ludzie zabili Jezusa, to w zamian uwolnili innego zbrodniarza. Muszą mieć poczucie, że skazując jedną osobę, wobec drugiej okazują litość. Ot, ludzka, spaczona psychika.
WB znowu wstał i spojrzał w kierunku olbrzymiego placu.
- I to jest moja nagroda dla was. Jedno z was opuści to miejsce i nie będzie musiało przejmować się już moim obserwującym wzrokiem. Jedno z was doświadczy, co to znaczy wolność... i wtedy będziesz mógł przywalić Ewanowi - obiecał Bolivarowi.
Bolivar nieco się uspokoił, a nawet rozluźnił. Perspektywa odejścia z tego świata bez pokazania tej cipeczce, gdzie jej miejsce, wydawało się mężczyźnie prawdziwym koszmarem. Dopiero teraz zorientował się, że całe plecy ma mokre od potu, a kołnierzyk jego białej niegdyś koszuli klei mu się do ciała. Poluzował go nieco, odpinając górny guzik. Miał nadzieję, że wyglądało, jakby zrobił to niedbale, a nie jakby zaraz miał rozpłynąć się ze stresu. Spojrzał w stronę Ewana i zmrużył oczy, wysyłając w ten sposób bezgłośny sygnał "już niedługo". A potem już choćby i koniec świata. Znowu poczuł, jak bardzo chciałby napić się brandy i zapalić cygaro.
We are all evil in some form or another, are we not?
Ewan cały czas nie dawał znaków życia. Tak jak cała reszta, wyglądał jak manekin. Blady, z pomarszczoną skórą, siedzący bez ruchu, patrzący się przed siebie. Z tej odległości nie mogliście być nawet pewni, czy otaczające was żywe trupy w ogóle oddychają.
- Skoro nie macie już nic do powiedzenia... - rzucił Wielki Brat i skierował się w stronę publiczności. Uniósł ręce do góry, a tłum momentalnie znieruchomiał, patrząc bezgłośnie na niego.
- Obywatele i obywatelki! - przemówił ponownie wzmocnionym głosem. - Po raz kolejny potwierdziła się główna maksyma Ingsocu, że demokracja jest pierwszym krokiem do bezstabilizacji społecznej! - ogłosił, choć mogliście mieć wrażenie, że tekst o głównej maksymie Ingoscu słyszeliście już w kilku innych wersjach. Tłum wydał z siebie jęk, nie wiedząc, czego się spodziewać. - Zgodnie z moimi przewidywaniami, okazaliście się bezzdolni do podjęcia decyzji, gdyż żaden ze skazańców nie otrzymał żadnego głosu!
Tłum się poruszył. Nastała kompletna, wręcz nienaturalna cisza. Niemalże słychać było trybiki pracujące w umysłach zebranych: "jak to żadnego głosu, przecież ja swój głos oddałem". Zajęło to jednak maksymalnie kilka sekund, gdy w końcu każdy, jeden po drugim, wpatrując się w swojego boga, doznawał nawrócenia i dochodził do oczywistego wniosku, że jeśli Wielki Brat tak mówi - to znaczy, że na pewno tak właśnie było.
- Lecz nie trwóżcie się! Wielki Brat zawsze wie o problemach swoich poddanych. Dlatego też przygotowałem rozwiązanie. Otóż, kto lepiej rozumie myślozbrodniarzy, niż oni sami? - wykrzyczał i wskazał ręką w kierunku umarlaków siedzących na krzesłach. Ludzie zaczęli krzyczeć tak, jakby dopiero ten gest uświadomił im obecność Ewana, Christy i całej reszty. - Usłyszmy więc w końcu finalny werdykt... Kto z nich zasługuje na wolność? - zawołał i uniósł ręce. Obywatele i obywatelki zaczęli skandować: połowa z nich Bolivar, połowa Ada. Wielki Brat nie zwracał jednak na nich uwagi, gdyż stanął na środku koła i wskazał ręką na Ewana.
To coś, co przypominało Ewana, momentalnie się poruszyło. Spojrzało Bolivarowi w oczy zawistnym spojrzeniem, które nagle zrobiły się czerwone, tak jakby miały zaraz wystrzelić śmiercionośnymi laserami i wypowiedziało cichym, skrzeczącym, chrypiącym głosem... - Bolivar.
Wielki Brat wskazywał na kolejnych. Wszyscy siedzieli nieruchomo, bladzi, bez iskry życia, dopóki gest dyktatora ich nie ożywiał. Byli w stanie jedynie spojrzeć się jednemu z was w oczy i wypowiedzieć na bezdechu zniekształconym głosem to samo imię: Bolivar. Na Adę nie zagłosował nikt.
Bolivarowi zaschło w gardle, gdy spojrzał w oczy ożywionego Ewana. Jarzące się na czerwono przypominały teraz spojrzenie samego diabła, a nie księdza pełnego boskiego powołania. Po kolei wszyscy martwi (?) otwierali oczy, a Mercado wodził wzrokiem od jednego do drugiego. Jego imię powtarzane było niczym mantra, od której zjeżyły mu się włosy. Co jest, do cholery? Poprawił się nieco na krześle, zdając sobie sprawę, że mięśnie ma napięte do ucieczki lub do walki. Ostrożnie rozejrzał się za czymś, co mogłoby posłużyć za jakąś broń. Jaka szkoda, że zabrali mu laskę. Bardzo powolny ruchem sięgnął za głowę i zaczął związywać włosy w kucyk za pomocą jakiegoś sznurka, który uchował się w kieszeni. Oczyma wyobraźni już widział wyrastające Ewanowi kły, którymi spróbuje rozszarpać mu gardło. Kątem oka zerknął na Ade, jakby szukając u niej jakiegoś wsparcia... albo odpowiedzi.
We are all evil in some form or another, are we not?
Wielki Brat powiedział, że ten, kto zostanie nagrodzony wolnością, będzie żył poza Jego wzrokiem. Potem zapytał tę dziwaczną, trupią radę, kto z nich ma zyskać wolność... Ada poczuła ból w całym ciele, jakby coś zatrzęsło nią od środka. Nie chciała wolności! Nie chciała żyć bez Niego! Chciała, żeby Ją obserwował swoim opiekuńczym, nieodstępującym wzrokiem!
A oni mówili: Bolivar, Bolivar... Bolivar, Bolivar...
Spojrzenia Ady i Bolivara skrzyżowały się. W jej wzroku błysnęła radość.
Będziesz nagrodzony- bezdźwięcznie poruszała ustami, formując myśli- ale ja też otrzymam swoją nagrodę. Zostanę z Nim.
Chwilę później jej oczy stały się matowe. Radość zgasła. Pojawiło się zaniepokojenie, które z każdą sekundą narastało. Jeszcze raz spojrzała na Bolivara, potem na swoich dawnych, ożywionych tajemniczą mocą, towarzyszy i ostatecznie - na Wielkiego Brata... Czy wolność Bolivara oznaczała jej... śmierć?
Mówiła, że jest gotowa dla Niego umrzeć, jednak wtedy śmierć wydawała się czymś tak odległym i nierealnym jak baśniowy domek z piernika gdzieś za siedmioma górami i siedmioma lasami... Pragnęła żyć. Z Nim. Teraz czuła to całą swoją duszą - i każdą cząsteczką swojego ciała.
Patrzyła w Niego błagalnie. Miała nadzieję, że zrozumie, że nie tchórzyła. Po prostu pragnęła... pragnęła być... być z Nim... Nawet, jeśli spektakl, w którym była jego marionetką, miał trwać dalej.
Tymczasem Wielki Brat zwrócił się z powrotem w kierunku zebranych.
- Decyzja została podjęta! Niech Bolivar poczuje, co znaczy wolność! - krzyknął i odwrócił się natychmiast, tak jakby sam miał dosyć tej błazenady. Ludzie, standardowo, odpowiedzieli krzykiem, co raczej nie zapowiadało nic dobrego.
Bez przywoływania żadnych dodatkowych murzynów, osobiście zaczął odkuwać Bolivara od krzesła. - Mam nadzieję, że rozumiesz, co zaraz się stanie - zaczął mówić do niego spokojnie, nie zważając na wszystko wokół. - Gdy zamiast Jezusa, Piłat, ich sędzia, uwolnił Barabasza, lud cały czas był żądny krwi. Obawiam się jednak, że tym razem to nie Jezus zostanie ukrzyżowany. Na pocieszenie powiem, że przynajmniej będziesz mógł przedtem zrobić z Ewanem, co tylko zechcesz.
Ostatni supeł puścił. Bolivar poczuł wolność i pełną kontrolę nad swoim ciałem. Wielki Brat ponownie podszedł na skraj podestu, rozłożył ręce i krzyknął do zgromadzenia:
- Powtórzmy to jeszcze raz... Ignorancja to? - SIŁA! - zawył tłum, a wraz z nim Wielki Brat. - Wojna to? - POKÓJ! - odpowiedzieli wszyscy za głosem dyktatora. - Wolność to? - zapytał po raz ostatni i odwrócił się od tłumu. Chciał w tym momencie spojrzeć prosto w twarz Bolivarowi i bezczelnie się do niego uśmiechnąć. W obietnicy był haczyk, ukryty w głównej maksymie Ingsocu... - NIEWOLA!!! - dobiegł głos zza jego pleców, a Bolivar łatwo mógł przewidzieć swój lost...
Jak to wygląda? Nie ma tej szyby, która była? Ewan nie jest za szybą? Mogę do niego podejść? ;p
---------------------------
Bolivar zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie nadeszły prawdopodobnie ostatnie chwile jego życia. Kiedy Wielki Brat zaczął odpinać go od krzesła, poddał się temu bezwiednie. Tępo patrzył przed siebie, a słowa Wielkiego Brata o Jezusie nawet do niego nie docierały. Czuł się teraz podobnie jak Nicholas na kontenerze, jego dawni towarzysze, o ironio, wyglądali jak zombie. Nawet rozjuszony tłum wyglądał jak tłum bezmózgich zombie, jakich uczynił ich Wielki Brat swoją indoktrynacją. To pozwoliło mu na chwilę powrócić do rzeczywistości. Jakim cudem on sam się od tego uchronił? Czy tez może miał taki pusty, zaśliniony wyraz twarzy, jak reszta? Chyba nie. Potarł nadgarstki uwolnionych rąk, ale nie wiedział, co ma zrobić dalej. Czy wolno mu wstać? Jak zginie? Zaczął rozglądać się za czymś, przy pomocy czego mógłby popełnić samobójstwo, skracając sobie cierpienia. Okrzyki tłumu ryczały mu w uszach. Nie było sensu dłużej zwlekać, jeszcze ktoś pomyśli, że się boi. Kiedy Wieki Brat stał do niego tyłem (co za lekkomyślność), Bolivar podniósł się z krzesła, zdając sobie sprawę, że jego ciało zaczęło mu ciążyć, niczym ołów. Swoje kroki skierował jednak najpierw nie do Ewana, jak można było sądzić, ale do Ady, która wciąż była przykuta. W trakcie tej krótkiej wędrówki, w czasie całych trzech sekund, zastanawiał się, czy jeśli ją teraz zabije, sam zostanie uwolniony. Wszak Wielki Brat obiecał jednej osobie życie. Chyba. Jego wzrok spoczął na szyi dziewczyny, jakby szacował, ile czasu zajmie mu skręcenie jej karku, zanim go powstrzymają. Kiedy jednak stanął przed dziewczyną, zadziwił sam siebie. Pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło. Na pożegnanie. Wszystko trwało może jedną sekundę. Następnie odwrócił się, a jego wzrok spoczął na Ewanie.
We are all evil in some form or another, are we not?
Adzie zdawało się, że pocałunek Bolivara był rozpalonym do czerwoności ostrzem, które przeniknęło wgłąb jej umysłu. Kiedy Wielki Brat skazał go na śmierć, nie mogła zdusić w sobie radości. Wielki Brat po raz kolejny wysłuchał jej modlitwy. Nie obchodziło ją, że Bolivar zginie. Ocaliła życie! A życie miało wartość tylko dlatego, że mogła pozostać przy Nim. Wolność to niewola, ale też niewola - to wolność... Tak, cieszyła się i nie mogła tego opanować. Widziała, jak Bolivar zmierza w jej kierunku i zrozumiała, że chce odebrać jej nagrodę. Wezbrała w niej nienawiść. Chciałaby teraz wcielić się w rozwścieczony tłum, być jego nadjaźnią, kierować nim - i zabić... a on... pocałował ją w czoło.
Dlaczego właściwie Bolivar zrobił to, co zrobił? Owszem, chciał żyć. Ale nie za wszelką cenę. Kiedy Wielki Brat zaczął opowiadać o telebimach, większej kontroli, kiedy popatrzył na pustkę w oczach rozkrzyczanego tłumu zdał sobie sprawę, że takie życie nie jest dla niego. Do tej pory miał swoją namiastkę wolności. Mógł robić swoje przekręty, wyłudzać pieniądze, mógł zapalić cygaro i napić się brandy. Do diabła, mógł nawet zabić sobie kogoś od czasu do czasu. Wiedział, że nastał koniec takiego życia, a jego imperium już zapewne zostało przejęte, bądź zniszczone. Tak, Bolivar podziękował Adzie za to, że go od tego uwolniła. A teraz miał zamiar "podziękować" Ewanowi. Podszedł do księdza i jedną ręką podniósł go do pionu, a drugą strzelił go w zęby. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, aż krew z twarzy Ewana zmieszała się z krwią jego dłoni. Następnie rzucił go na ziemię i zepchnął noga z podestu (o ile nie ma szyby), bądź rzucił go na ziemię i kopnął w twarz (o ile jest szyba).
We are all evil in some form or another, are we not?
/nie ma żadnej szyby
/w sumie się zorientowałem, że nigdy nie opublikowałem Waszych retrospekcji
Gdy Ewan był okładany po mordzie, nie reagował specjalnie... Aczkolwiek dało się zauważyć, że nawet gdy leżał na ziemi cały zakrwawiony, jego wzrok szukał Wielkiego Brata.
- Wspaniale, Bolivarze - stwierdził po chwili Wielki Brat, widząc, co ten wyprawia z księdzem. - Tak się składa, że chciałem zrobić to samo - dodał i zepchnął Bolivara z podestu w to samo miejsce.
O ile upadek Ewana nie zrobił na nikim specjalnego wrażenia, o tyle znalezienie się Bolivara na ziemi spowodowało natychmiastowy ruch tłumu w jego stronę. Na szczęście stojące wokół podestu wojsko otaczało ich... jeszcze przez chwilę. Potem jednak znowu pancerne szyby osłoniły Wielkiego Brata, także obecność uzbrojonych po zęby milicjantów nie była potrzebna. Rozstąpili się oni, a fala "zombie" napadła na "zombie" i leżącego obok zdrajcę Ingsocu. Atakując Bolivara, niczym rycerze w Grze o Tron krzyczący przed szarżą nazwę swojego miasta rodowego, wszyscy powtarzali w kółko: "Wielki Brat, Wielki Brat!". I nie tylko oni, bo także nie odzywający się dotąd Ewan zaczął powtarzać w kółko jego tytuł, gdy był deptany i szarpany przez ludzi próbujących dorwać Bolivara. Jego tępy wzrok i tępy głos powtarzający, kto stoi za tym wszystkim, były ostatnim, co usłyszał de Mercado w swoim życiu.
- I w ten sposób zostaliśmy sami - powiedział Wielki Brat do Ady. Głosy spoza podestu tak jakby przestały do nich dochodzić. Nastała cisza i pustka, zostali tylko oni.
Komuś, kto oglądał TWD scena mogła się wydawać nad wyraz znajoma, kiedy to Bolivar wraz z Ewanem runęli z podestu prosto pod nogi rządnych krwi tępaków. Kiedy mężczyzna uderzył plecami o beton, na chwilę stracił możliwość oddychania. Próbując nabrać haust powietrza widział jak przez mgłę napierającą tłuszczę. To był koniec. Mercado zdał sobie sprawę, że umiera właśnie ostatni wolny człowiek, ostatni przedstawiciel starego świata. Na ironię zakrawa, że to właśnie morderca i przestępca był tym, który zachował resztki człowieczeństwa w tej pozbawionej go już rzeczywistości. Wielki Brat się mylił. Bolivar naprawdę odzyskał wolność, bo tylko śmierć mogła ją przynieść.
--------------------------------
RIP Bolivar
Gratulacje dla Von veron za zasłużone zwycięstwo
Więcej w podsumowaniu MP
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.