Chyba ci się papaje na mózg rzuciły. - odpowiedział Bolivar, jednak zanim zdążył uczynić jakikolwiek ruch, jakieś drzwi nagle otworzyły się i do pomieszczenia weszła... Ada. Small world. - skomentował Bolivar i wziął sobie ze skrzynki jedna papaję i podrzucił ją sobie w dłoni
We are all evil in some form or another, are we not?
Ada spochmurniała (chociaż czy będąc dogłębnie zrozpaczonym, da się jeszcze spochmurnieć?), słysząc rady nieznajomego. Myśl o ucieczce do Wschódazji sprawiała, że czuła się śmiertelnie zmęczona - ucieczka wydawała się niemożliwym wysiłkiem... Poza tym... nie wierzyła, że to pomoże. Cały świat był jak Oceania. Jej rodzice uciekli z Eurazji (czy wtedy była to już Eurazja?), by odnaleźć szczęście w Oceanii, a teraz ona miała uciec - znowu uciec? Porzucić dom, ale nie po to, żeby wrócić do ziemi swoich rodziców, tylko po to, żeby przez całe życie się ukrywać? Po co? Jaki to wszystko miało sens? Wolałaby już usiąść sobie spokojnie obok Bolivara i tego drugiego, którego widziała po raz pierwszy i poczekać, aż umrze z głodu.
Tak myślała, a jednak na widok papai, przypomniała sobie, jak strasznie była głodna. Łapczywie wbiła zęby w owoc. Nie smakował jej - zbyt bardzo przypominał putinówkę... Ale sycił i tylko to się liczyło.
Nic nie mówiła. Była ciekawa, kim jest człowiek, który przyniósł jej ratunek, ale wiedziała już, że w tym świecie nie opłaca się zadawanie pytań. Jeśli miał się ujawnić, sam by to zrobił. To samo dotyczyło podstarzałego towarzysza Bolivara...
Tymczasem Christa, cała mokra, przemoczona i pachnąca zapachami kanałów kroczyła nie wiedząc gdzie kroczy. Po kilku minutach czy godzinach dotarła do suchej części tego podziemia. Gdy ujrzała jakieś drzwi, nie mając nic do stracenia pchnęła je i ujrzała dziwną scenę i dwie znajome twarze. Jednak największa charyzma i estyma biła od pewnego starego pryka...
- Co jest do cholery?! - zawołał Bernard gdy w jego magazynie zrobił się tłum. Nie miał zamiaru dzielić się swoim skarbem więc ze złością w oczach spojrzał na Adę, która wyjadała jego zapasy.
Zrobił się tak wściekły, że wyciągnął kija i zaczął szukać waszych odbytów, żeby w nie dźgnąć. Niestety, jego misterny plan zakładał, że w pokoju znajdzie się także specjalista od kijów, Ewan. Ten niestety, ku zaskoczeniu Mistrza Gry i osób trzecich, leżał nieżywy na skrzyżowaniu, gdzie doszło do konfrontacji. Dlatego też Bernardowi zabrakło odpowiedniej wiedzy i pomylił otwory. W ten sposób pozbawił oka mężczyznę, który sprowadził Adę do piwnicy.
/mrO
Edytowane przez mrOTHER dnia 14-10-2015 01:03
Zanim jednak facet stracił oko, zdążył zapytać Bernarda: - Jak się tu dostaliście? Miałem tu sprowadzić tylko Adę! Ty miałeś sprowadzić Bolivara?
Gdy jednak dziad wpadł w szał, odpowiedzi przestały mieć znaczenie. Ból uniemożliwiał dalsze analizowanie sytuacji, dlatego świeżo upieczony cyklop postanowił jak najszybciej zakończyć tę maskaradę i dokończyć swoje zadanie. Wziął ze skrzynki najbardziej przerośniętą papaję i rozbił ją na ziemi. Ze środka wyleciało coś, co wyglądało jak pilot do samochodu. Miało jednak jeden przycisk.
Mężczyzna spojrzał na Adę swoim jedynym okiem. Pomimo bólu, na jego twarzy widniał spokój, trochę smutku, a może nawet jakieś wyższe uczucie... - Pozdrów ode mnie mojego przyjaciela, Ado. Jestem pewien... wierzę, że on ci pomoże - powiedział i wcisnął przycisk. Na środku pomieszczenia otworzyła się zapadnia, a jako że on stał w rogu pomieszczenia, to spadliście wszyscy z wyjątkiem niego z wysokości 2-3 metrów na piętro niżej. Niestety Bernard był tak stary, że prosty upadek pozbawił go życia.
I zgadnijcie gdzie wylądowaliście! Okrągła komnata, wizerunek Wielkiego Brata, pochodnie... 4 pokoje oznaczone numerem 101 i imionami: Ada, Bolivar, Christa i Ewan. Przy tym ostatnim zdemontowano jednak czytnik na dłonie. Z pomieszczenia nie było żadnego innego wyjścia.
Bolivar właśnie miał się zabrać za spożycie papai, którą do tej pory podrzucał, gdy Bernard całkiem oszalał. Mercado spojrzał podejrzliwie na owoc. Może papaje były zatrute, albo nieświeże? Sam nie chciał skończyć w ten sposób, więc rzucił papają o ziemie, dokładnie w tym samym momencie co człowiek bez oka. Niestety, w jego papai nie było niespodzianki. No może poza niezliczonymi pestkami, które rozbryzgnęły się po całym pomieszczeniu i wszystkich w nim zebranych. To jednak nie miało znaczenia, gdyż chwilę potem Bolivar zorientował się, że spada. przed oczami zaczęło przelatywać mu całe jego życie, ale dotarł zaledwie do okresu przedszkolnego, gdy uderzył z impetem o twardą posadzkę. Najwidoczniej nie spadali z tak dużej wysokości, jak się na początku wydawało. Wystarczyło jednak, by Bolivara bolały wszystkie kości, a stary pryk przeniósł się do krainy wiecznych hodowców papai.
We are all evil in some form or another, are we not?
Ada zaczęła żegnać się z życiem, gdy zobaczyła pilot, podobny do tego, który służył do włączenia u w bunkrze. Myślała, że właśnie taki ma być jej koniec - zagazowanie w starej piwnicy pełnej egzotycznych owoców, których zapach zbyt bardzo przypominał putinówkę... Najmniej sterylny, najbardziej groteskowy rodzaj ewaporacji, na którą skazana była tylko ona - czy nie to oznaczały słowa: Miałem tu sprowadzić tylko Adę?
W ciągu ułamka sekundy próbowała podsumować swoje życie, ale panika nie pozwalała jej myśleć. Zresztą... czy byłoby o czym?
Spojrzenie i słowa nieznajomego rozbudziły w niej nieokreśloną nadzieję. Bała się jej poddać, by nie zaznać rozczarowania. Drgnęła kiedy jego palec znalazł się na przycisku. A potem...
... znalazła się w raju.
Bo czy to miejsce nie oznaczało, że On na nią czeka za drzwiami? Czy to nie On był przyjacielem, który miał pomóc? Czy to nie On - jej przywódca, jej opiekun - przybywa teraz, by ukarać tych, którzy tak podle wykorzystywali Jego wizerunek? Miała ochotę tańczyć z radości albo uściskać kogoś serdecznie. Nawet Christę! Nawet tego staruszka, który... Dopiero teraz zauważyła, co się z nim stało...
Usiadła, rozmasowywując posiniaczone od upadku miejsca. To było jak deja vu. Rozjerzała się po pomieszczeniu.
- A gdzie Ewan?- Nagle dpstrzegła jego brak.
Znów zaczęła być nieufna. Wątpliwości mnożyły się. Uświadomiła sobie, że wciąż żyje obietnicą daną jej przez hologram sterowany przez wrogów Wielkiego Brata... Że prawdziwy Wielki Brat, o ile istnieje, wcale nie patrzy. I pewnie nawet nie słyszał o skromnej, oddanej Mu przedszkolance - Adzie Gajewicz.
Poczuła ostry ból w okolicach skroni. To wszystko ją przerastało. Nie mogła oduczyć się myśleć, a myślenie było labiryntem, ponieważ myślenie i myślozbrodnia były tym samym - dopiero teraz to zrozumiała.
- Marzę, żeby cofnąć się w czasie, iść w pochodzie partyjnej młodzieżówki i śpiewać hymn Oceanii, nie myśląc...- powiedziała na głos, a potem powtórzyła- Gdzie się podział Ewan?
Cholerne zapadnie - wymruczała tylko Christa gdy podnosiła się powoli po kolejnym upadku. Miała dość dostawania ciągle po dupie i marzył się jej spokojny dzień, w którym nic jej nic nie urwie lub nie zostanie wykorzystana w inny sposób. Gdy jednak oderwała się od tych myśli spostrzegła tego starego człowieka, który umarł. Zrobiło jej się smutno gdyż człowiek ten z całą pewnością miał wspaniałe życie i biła od niego taka aura wielkości kiedy jeszcze żył. Teraz jednak znalazła się znów w tym samym miejscu, których jednak w państwie pewno było tysiące wraz z gburem Bolivarem i małą zdrajczynią Gajewicz. Nie wiedząc co odpowiedzieć na słowa tej drugiej spojrzała tylko na drzwi bez panelu Ewana po czym podniosła się opierając ciężar ciała na zdrowej stopie. Nie szkoda jej było księdza bo tak na prawdę nie znosiła go.
Ada zasmuciła milcząca odpowiedź Christy. Zrozumiała, że nigdy nie zobaczy już Ewana, a także, że powrót do tego, co nazywała normalnym życiem, jest już niemożliwy, bo wszystko, co tu przeszła zbyt mocno się w nią wpisało. Nawet ci ludzie... Byli zupełnie inni niż znajomi z pracy lub college'u. Byli... myślozbrodniarzami i to - musiała przyznać - dodawało im uroku i sprawiało, że podczas krótkich chwil odetchnienia, kiedy nie musieli uciekać, czuła się wśród nich swobodnie. Teraz z nich wszystkich został tylko Bolivar. No i Christa, ale mimo wszystko nie potrafiła ona wzbudzić przyjaznych uczuć w Adzie, choć i do niej Ada przywiązała się w pewien sposób... Teraz, kiedy podeszła do drzwi, zawahała się, zanim położyła swoją rękę na czytniku. Żałowała, że nie może wejść do środka razem z Bolivarem i razem z nim zmierzyć się z tym, co czekało ją w środku. Jego cyniczne poczucie humoru dodałoby jej odwagi... Westchnęła.
Wchodzimy - odparła bez entuzjazmu Christa po czym doczłapała do swoich drzwi po czym zrobiła krok wchodząc jako pierwsza. Miała nadzieję, że to wreszcie się skończy.
Wchodzimy? - zapytał Bolivar, bo nie był pewien, czy za drzwiami nie kryje się jakaś kolejna zapadnia, która pośle ich aż na dno piekieł. Z drugiej strony, czy mogło być gorzej. Bolivar stracił swoje cyniczne poczucie humoru, o którym mówiła Ada. A przynajmniej trochę się ono przytępiło. Nigdy nie przyznałby się nikomu do tego, że żal było mu Ewana, który został gdzieś tam na ulicy zbezczeszczony przez tłum. Wiązał z nim swoje najwcześniejsze wspomnienia, które teraz zaczęły napływać. Jakiez to dziwne, że człowiek taki, jak de Mercado był zdolny do takich sentymentów. Uśmiechnął się do swojego wspomnienia, w którym to zabiera Ewanowi porcję sernika szwedzkiego, którą to otrzymał od innego kolegi z klasy, Burtona. Z tym wspomnieniem podszedł do drzwi i z całą pewnością siebie przyłożył dłoń do czytnika. YOLO
We are all evil in some form or another, are we not?
Ada też przyłożyła dłoń do czytnika i lekko skinęła głową w stronę Christy i Bolivara. Nie miała pewności, czy jeszcze się zobaczą. To było jej pożegnanie.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.