Retrospekcje: John Locke (#1)
Premiera: 13 października 2004 (ABC)
Premiera w Polsce: 5 lutego 2005 (AXN), 10 listopada 2005 (TVP)
Oglądalność: 18.16 mln (ABC)
Reżyseria: Jack Bender
Scenariusz: David Fury
Telewizyjny zwiastun 1x04:
Fanowskie streszczenie 1x04:
Ciekawostki:
- Podczas masowego pogrzebu Claire wspomina o Haroldzie, który siedział na miejscu 23C. Jest to miejsce obok Jacka, mimo tego w flashbackach miejsce to było cały czas puste, chyba że Harold przesiadł się, bądź był w toalecie.
- Zanim w retrospekcji, Randy zaczął kłótnie z Johnem, Locke drukował coś z maszynki, która wydawała odgłos dokładnie taki, jaki często towarzyszy Czarnemu Dymowi. Oczywiście to ma sens, gdyż twórcy przyznali iż dźwięk ten zapożyczyli z Nowojorskich Taksówek.
- Wisiorek Claire jest mandaryńskim symbolem miłości
- Odcinek miał nosić tytuł "Lord of the Files", jest to przekręcona nazwa dramatu o przetrwaniu na wyspie ("Lord of the Flies" oraz nawiązanie do życiowych porażek Locke'a
- Podczas sceny z Hurleyem i Charliem, możemy zauważyć zmiany na koszulce Hugo. Raz jest cała mokra, a innym razem tylko fragmentami.
- Kiedy Jack idzie porozmawiać z Rose, mówi, że siedział na miejscu 23A. W odcinku "Exodus" dowiadujemy się, że jego miejsce to 23B.
- Szef Locke'a, Randy, jest też managerem Hurleya w fast foodzie i mężczyzną z kamerą, który filmuje Hurleya rozwalającego się swoim samochodem (The Beginning of the End).
- Imię Claire poznajemy dopiero w tym epizodzie
- W odcinku możemy także odnaleźć nawiązanie do Kapitana Ameryki (Shannon sarkastycznie nazwała tak Boone'a).
- To pierwszy odcinek, w którym mamy retrospekcje z wyspy.
- Dwa utwory z oficjalnego soundtracku, pochodzą z tego epizodu. Są to Crocodile Locke oraz Locke'd Out Again, jednakże ten drugi to oryginalny kawałek z odcinka Deus Ex Machina. W Walkabout jest inna wersja.
- Odcinek tradycyjnie rozpoczyna się od przybliżenia oka postaci centrycznej, co jest charakterystyczne dla pierwszego sezonu. Tak samo dzieje się w odcinku Pilot i w szeregu innych epizodów w serialu. Jest to jeden ze znaków rozpoznawczych, którymi cechują się Zagubieni.
- W rozmowie z Jackiem na temat pójścia na polowanie, Kate mówi, że jest wegetarianką. Jednakże odcinek wcześniej, widzimy ją jedzącą jaja na bekonie w domu farmera.
- 'Don't tell me what I can't do' to charakterystyczna fraza wypowiadana przez Johna Locke'a, znak rozpoznawczy tego bohatera. Większość innych postaci w serialu również takowe posiada. "Nie mów mi czego nie mogę zrobić" wypowiedział również Człowiek w Czerni w The Substitute - czwartym odcinku finałowej serii, gdzie Locke również był postacią centryczną.
- 'Walkabout', 'rite of passage' - "ceremonia przejścia", to charakterystyczny rytuał australijskich Aborygenów. Po przekroczeniu trzynastego roku życia, młodzieniec miał wędrować po pustkowiu przez sześć miesięcy. Termin oznacza też podróż po świecie, bez konkretnego celu...
Na wstępie powiem, że odcinek oglądało mi się dużo lepiej niż 1x03 i na pewno będzie wyższa ocena.
* Oko - bardzo fajnie, że znowu wykorzystali ten motyw. Po 1x01 mogło się wydawać, że to jednorazowe, a powtórzenie takiego startu odcinka jest dość klimatyczne i tworzy taką więź z serialem.
* Błąd? W trakcie wizyty dzików we fraku moją uwagę przykuł jeden detal, który jakoś wyłapałem. Oczywiście Vincent szczeka jak szalony, ale gdy tylko pojawia się Jack, to nagle przestaje, jakby miał nie zagłuszać rozmów z nim .
* Oczywiście Kate bardzo nie lubię, ale oglądając te rewatche zastanawiałem się kiedy nadejdzie taki krytyczny moment, bo w odcinkach 1x01-1x03 nie było tragicznie. Teraz mogę stwierdzić, że ten moment właśnie nadszedł, nie mogę już jej zdzierżyć. Pcha się wszędzie, chce brać udział w każdej inicjatywie, pojawia się w rozmowie z każdym, za dużo jej. A dodatkowo jest wystąpienia są niefajne, więc dość, że jej dużo, to jeszcze dużo kiepścizny z nią związanej.
* Shannon - ona jest na drugim biegunie. Oglądając LOST kiedyś nawet ją lubiłem, ale teraz lubię ją jeszcze bardziej. Fajnie wykreowana postać, mocno odstająca od innych, trochę odrealniona, śmieszy mnie jej zachowanie w takim pozytywnym sensie, blondyna łapie duży plus.
* W odcinku mamy sceny, w których Locke wpatruje się w swoje stopy, np. zaraz po katastrofie czy po ataku dzika. Zastanawiam się jak rozumiałem te sceny za pierwszym razem. Teraz znając już cały serial oczywiście wiem o co chodzi, ale i tak uważam, że to ciekawe ujęcia.
* Don't tell me what I can't do! Świetny cytat, pasuje do Locke'a. Wypowiedziany wielokrotnie, ale za każdym razem dobrze się komponuje z całością i nie był wpisywany na siłę do scenariusza gdzie popadnie.
* Locke i wózek - nawet teraz ta scena wywarła na mnie wrażenie. W retrosach wypatrywałem celowo czy widać gdzieś go wcześniej niż w ostatnim ujęciu, ale Locke zawsze siedzi tak, że nie widać krzesła (wózka), a raz jest w łóżku. Na pewno mocny szoker, jak ktoś widzi to pierwszy raz.
* Locke i Potwór - uwielbiam odgłosy potwora <3 i te wyginające się drzewka. A scena z Lockiem - mrrr... lubię to. Oczywiście szkoda mi było, że nie było nam pokazane co i jak wtedy, ale wiadomo, że emocje trzeba dawkować. No i duży szok, że Locke przeżył, nic mu się nie stało, a potem okłamał Michaela, że nic nie widział. Czemu? Jak? Po co?
* Facet w garniturze - teraz te urywki są i tak ciekawe, ale pamiętam, że kiedyś kombinowałem, że to może ktoś kto przeżył katastrofę, ale jest w szoku i mu odwaliło, albo może ktoś od Francuzki przeżył jednak.
Ogólnie odcinek świetny. Bardzo dobrze łączy w sobie dalsze interakcje postaci, poznawanie się itd. z odsłanianiem kolejnych tajemnic.
Oczywiście największym szokerem jest Locke, który nagle zaczął chodzić.
A właśnie relacje między postaciami były moim zdaniem dużo lepsze niż w 1x03.
Rose i Jack na plaży - scena pełna nadziei i miłości.
Hugo i Charlie łowią - początki ich świetnej przyjaźni.
Shannon pokazuje swoje oblicze manipulatorki i flirciary.
Claire jest taka miła i słodziutka dla wszystkich.
Sun robi zaczątki swojego ogródka.
Bardzo ciekawie oglądało się też pogrzeb, to takie ludzkie i jest to swojego rodzaju taki przełomowy moment. Postacie paląc kadłub ze zwłokami jakoś muszą czuć, że nie mogą więcej czekać na pomoc i muszą założyć najgorsze, zwłaszcza, że zaczyna brakować jedzenia.
Na plus też zasługuje scena z nożami i walizką. Z jednej strony zabawna, a z drugiej wprowadza właśnie w taki klimat przetrwania, bo wcześniej nie martwiono się o zapasy. I pokazuje Johna jako takiego opanowanego i charyzmatycznego człowieka.
Sam motyw Walkaboutu i "Don't tell me what I can't do" bardzo do mnie przemawia. Właśnie, żeby marzyć i spełniać swoje pragnienia, żeby przekraczać własne granice, walczyć ze swoimi słabościami i nie płynąć z nurtem, ignorować deprymujące uwagi innych ludzi, którzy chcą Cię zdołować. Zgadzam się w całości z takim nastawieniem.
Wahałem się nad 10, ale jednak muszę obniżyć ocenę choćby za Kate. Z czystym sumieniem daję jednak 9/10.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
* W odcinku mamy sceny, w których Locke wpatruje się w swoje stopy, np. zaraz po katastrofie czy po ataku dzika. Zastanawiam się jak rozumiałem te sceny za pierwszym razem. Teraz znając już cały serial oczywiście wiem o co chodzi, ale i tak uważam, że to ciekawe ujęcia.
Przeczytałem to Umbo przed odcinkiem i w pierwszej scenie też się zacząłem zastanawiać, czy można było się domyśleć, ja obstawiam, że tak, a szczególnie z tą drugą scenę, gdy leży już w lesie A tutaj wymowne zbliżenie na palce w skarpetce, potem na buty, Locke wyraźnie zamiast skupić się na samej katastrofie przeżywa coś jeszcze głębszego i przez pierwsze chwile podnieca się jedynie własnymi nogami, że mu działają Na jego twarzy oprócz niedowierzania pojawia się nawet uśmiech, co jest ciekawe biorąc pod uwagę, że wszyscy dookoła panikują (Shannon i bodajże Claire wrzeszczą jakby je odzierali ze skóry) lub umierają. A spojrzenie na wyspę następuję na samym końcu. Ogólnie najfajniejszy jak dotąd początek odcinka, może nie licząc Pilota nr 1, naprawdę dobrze zrobiony, od razu z grubej rury katastrofa widziana innymi oczyma. No i nareszcie są to oczy Locke'a, odcinek więc o facecie, który mówi najmniej, pojawia się rzadko, a mimo tego skupia swoją uwagę w każdym odcinku. Gra w backgammon sam ze sobą, umie wykonać sprawny gwizdek dla psa z patyka, siedzi na piachu w ulewie i co najistotniejsze- wypełnia go przedziwny spokój, którą emanuje dookoła. John jest alternatywny i nareszcie dowiemy się dlaczego
Podoba mi się też ujęcie nocne na wyspie, którego raczej dotąd nie było. Ludzie po prostu śpiący na plaży, pomiędzy walizkami, wrakiem, ogniskami a lasem, super klimat.
Następne ujęcie to już typowa propaganda głównych herosów- we wraku coś się szamocze i gmera, może potwór, a podchodzi do niego flegmatyk Charlie i nagle Kate (która niedługo później wtranżala się nawet w kabelkowe sprawy sayida, czy w główną wyprawę po mięcho)? Tu zgadzam się z Umbą co do niej, ale uznajmy że po wyczyszczonej karcie w poprzednim odcinku chciała ją po prostu szybko wypełnić różnymi przygodami (). Kolejna rzecz która mnie zdumiała, to panika na widok dzika, jakby to jakiś wilkołak był. Nie wiem jak teraz, ale w Świnoujściu, czyli sporym mieście, około 2003 roku można było spotkać biegające stadka dzików na plaży i jakoś ludzie nie wariowali.
JACK: Sawyer.
SAWYER: Right behind you.. Jackass.
CHARLIE: What the bloody hell was that?
LOCKE (znów jako jedyny wyraźnie zadowolony): Boars.
JACK: Guys, knock it off.
SAWYER: Stay out of this, Metro.
Z różnych wątków pobocznych wyróżniłbym właśnie bitewkę Hurleya z Sawyerem (cudowne postacie, aż sobie przypomniałem jak w 3 sezonie chyba Hugo wciąga Sawyera jak potwór) Także zaczątki przyjaźni Hurleya z Charliem. Na plus też niezawodny anonimowy tłum (Nothing's left? What are you talking 'bout? Naaah). Podobnie jak Umbie, mi też zaczyna się podobać Shannon, ale w pakiecie z Boonem. No i relacja Michael/Walt/Locke, ale za wcześnie by o niej coś więcej powiedzieć, oraz relacja Michael z Sun i tu podobnie. Michael ogólnie miał prędzej czy później przejebane relacje ze wszystkimi, cóż, murzyna się nie wybieli.
Człowiek w garniturze mi się świetnie kojarzy, znów szczyty lostowego klimatu. Wprawdzie umiejscowienie ich akurat w tym odcinku nie miało jakiegokolwiek znaczenia, ale przygotowuje nas już na następny odcinek (którego nie pamiętam, więc fajnie będzie sobie przypomnieć)
Pewnie trochę zapomniany, a swego czasu jedna z największych zagadek Losta.
No to przechodząc do tematu głównego odcinka, kapitalna scena wprowadzenia Locke'a.
I niezwykle ważna, bo dopiero tutaj John po raz pierwszy staje w blasku reflektorów, zwróconych do tej pory na innych herosów i od tej pory jego rola będzie już tylko rosła, w końcu Man of Faith vs Man of Science. Nie mogę z miny doktorka gdy pyta nieznajomego łysola o imię, to połączenie pogardy z obojętnością, że musi się słuchać kogoś spoza złotej drużyny. Niestety żarełko w sreberkach się zjadło i przeciętni Amerykanie nie mając nic do powiedzenia muszą właśnie polegać na dziwnym facecie, który pojawia się jako neo-kowboj w tej (jak już wiemy od Sawyera) dziczy. We Hunt. Cudowne. Kozacka mina Locke'a typu "Patrzcie cieniasy na moje piękne noże" <3 nareszcie liczą się umiejętności i to kto kim faktycznie jest, a nie sztywny układ, który krępuje wszystkich w życiu codziennym. Życie codzienne. Who is this guy? - pyta Hugo.
Locke okazuje się być najbardziej przeciętnym pracownikiem biura, nie w sensie przeciętności jego osoby, ale przeciętności, który przyszykował dla niego system. Pomiata nim i dokucza mu w kółko jakiś przylizany skurwiel, którego pewnie jakby postawić z Johnnym w pojedynku jeden na jeden to nie wiem w jakiej dziedzinie miałby szanse (chyba w skoku wzwyż). Mam nieodzowne wrażenie podobieństwa takiego kapitalizmu z feudalnymi czasami Gry o Tron, gdy jakiś Joeffrey był panem wszystkiego, a jedyne czym to się różni, to to, że nie liczy się szlachetne urodzenie, a układy i kasa (reszta bez zmian).
- Odcinek miał nosić tytuł "Lord of the Files", jest to przekręcona nazwa dramatu o przetrwaniu na wyspie "Lord of the Flies" oraz nawiązanie do życiowych porażek Locke'a
szkoda że go tak nie nazwali....
HELEN: John, if we talk any longer, I'm going to have to charge you for another hour. That's another 89.95 and...
LOCKE: Look, I don't care about the money...
RANDY: What is it with you Locke? Why do you torture yourself? I mean, imagining you're some hunter? Walkabouts? Wake up, you can't do any of that.
LOCKE: Norman Croucher. Norman Croucher, double amputee, no legs. He climbed to the top of Mt. Everest. Why? It was his destiny.
RANDY: That's what you think you've got, old man? Destiny?
LOCKE: Just don't tell me what I can't do.
sam LOCKE o momencie powyżej: I have never felt so alive. Getting to finally tell Randy off was... life changing. I mean it, now I'm free to do all those things I ever wanted to do. Things that I know I was destined to do.
John okazuje się być niesamowitym idealistą, który swoje największe marzenia i pragnienia o wyprawie, o zwiedzeniu szlaku Aborygenów ma szansę spełnić dopiero na wyspie i oto cała tajemnica jego pomarańczowych uśmiechów. Poza tym to odcinek o o wolności, o względności hierarchii, o byciu kimś ważnym dla siebie i dla kogoś, o wypełnieniu własnego przeznaczenia wbrew innym itp. itd. więc znów motywy świetne i znów bardzo amerykańskie. I to jakoś z tej czystej karty z 1x03 naturalnie wypłynęło, skoro trafia się do alternatywnej rzeczywistości, to gra się w nim rolę na zupełnie innych zasadach, od niemal zera. To właśnie ten szaraczek i inwalida skompromitowany w oczach Helen, stanął oko w oko z potworem wyspy i wyszedł z tego cało, a nie ktokolwiek inny. Natomiast Charlie, gwiazdor muzyki, jest tu co najwyżej poławiaczem ryb na zlecenie (na szczęście później odkryje, że może się przydać także Claire, a na samym końcu wszystkim).
Muszę jeszcze dodać, że zdałem sobie sprawę jak wiele podobieństw ma John Locke z... Mią Griffiths z MP25. Musiałem nieświadomie umieścić w niej dużo z Locke'a, widocznie ta postać wryła mi się już w psychikę Dla przypomnienia- Mia pracowała w szarym australijskim przedszkolu marząc o wyprawie do Ameryki, a w końcu trafiła na wyspę, gdzie przy pomocy magicznej dzidy stawała się od czasu do czasu nieustraszoną Łowczynią, czasem z kolei łapiąc depresję pod wpływem różnych śmierci czy niepowodzeń (analogia do znów bardzo symbolicznego braku czucia w stopach Locke'a). Więc w sumie podobna bajka Też korci mnie by Lockiem zagrać w MP30 jeśli będzie dostępny
Przechodząc do końcówki, jest to czwarty ending, który miażdży. Bliski poziomem do finału Pilota nr 2, ale tak naprawdę jest jeszcze lepszy. Nie czaruje nas już jakimś niesamowitym zwrotem akcji, których i tak mieliśmy w tym odcinku kilka, ale ciśnie łzy do oczu, wszystko zmontowane jest idealnie i ma swój idealny wyraz. Okazuje się, że "mocny" finał premierowego odcinka był tak naprawdę najsłabszy licząc te pierwsze cztery odcinki. Gdyby tylko każdy się tak kończył...
LOCKE: Hey, hey, don't you walk away from me. You don't know who you're dealing with. Don't ever tell me what I can't do, ever. This is destiny. This is destiny. This is my destiny! I'm supposed to do this, dammit! Don't tell me what I can't do! Don't tell me what I can't...
Ocena: 10/10 Chociaż cały odcinek uważam za zbliżony poziomem do 1x02, to wartości, które przekazuje, kolejna tajemnica (człowiek w garniturze to coś extra), jeszcze bliższy kontakt z dymkiem i minimalnie mocniejsze zakończenie, przechylają szalę na stronę dziesiątki i najlepszy póki co odcinek w ogóle. Połączenie dobrej akcji z Pilotów i filozofii z 1x03 + lostowy klimat wciąż na najwyższym poziomie. Tego szukam w Zagubionych.
Edytowane przez Lion dnia 27-01-2015 14:40
* Oczywiście Kate bardzo nie lubię, ale oglądając te rewatche zastanawiałem się kiedy nadejdzie taki krytyczny moment, bo w odcinkach 1x01-1x03 nie było tragicznie. Teraz mogę stwierdzić, że ten moment właśnie nadszedł, nie mogę już jej zdzierżyć. Pcha się wszędzie, chce brać udział w każdej inicjatywie, pojawia się w rozmowie z każdym, za dużo jej. A dodatkowo jest wystąpienia są niefajne, więc dość, że jej dużo, to jeszcze dużo kiepścizny z nią związanej.
U mnie jeszcze nie. Wręcz przeciwnie, akcja z rozwalonym nadajnikiem pokazała, że żadna z niej superbohaterka i nie wszystko będzie im wychodzić. Pchanie się do każdej akcji mi nie przeszkadza. Taki ma charakter - co z resztą zauważyli również bohaterowie (bodajże Jack).
* Shannon - ona jest na drugim biegunie. Oglądając LOST kiedyś nawet ją lubiłem, ale teraz lubię ją jeszcze bardziej. Fajnie wykreowana postać, mocno odstająca od innych, trochę odrealniona, śmieszy mnie jej zachowanie w takim pozytywnym sensie, blondyna łapie duży plus.
Totalnie zapomniałem o akcji z łowieniem ryb już wykorzystanie Charliego (spójrzcie jak się wtedy mocno pomalowała ) było świetne (i doprowadziło do przekomicznej sceny łowienia z Hugo), ale mina Boone'a, gdy Charlie wręczył jej rybę - bezcenna. Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo płakali po jego śmierci. BTW, jeden z lepszych aktorów i ogólnie rodzeństwo co raz wyżej wędruje w mojej klasyfikacji, także chyba wszyscy mamy identyczne wrażenia
* W odcinku mamy sceny, w których Locke wpatruje się w swoje stopy, np. zaraz po katastrofie czy po ataku dzika. Zastanawiam się jak rozumiałem te sceny za pierwszym razem. Teraz znając już cały serial oczywiście wiem o co chodzi, ale i tak uważam, że to ciekawe ujęcia.
No właśnie nie wiem, ale myślę, że można było na to wpaść od razu, ponieważ scena trwała dość długo (nie było tylko spojrzenia na stopy, które zapamiętałem, lecz cała sekwencja), a odcinek wcześniej pokazali wózek inwalidzki i nawet padło zdanie w stylu "ktokolwiek to był, teraz ma od nas lepiej".
Później, gdy Locke leży na ziemi po ataku dzika, sprawa była raczej oczywista. I to mi udowadnia, że nadszedł dobry czas na rewatch, dlatego że w mojej pamięci ostatnia scena z Locke'em na wózku zapadła jako wielki, niespodziewany gamechanger. Tymczasem po rewatchu muszę spojrzeć na to inaczej, gdyż wiem, że dzisiaj domyśliłbym się tego o wiele wcześniej (w ostateczności - gdy Randy nabija się z Locke'a i mówi "wędrówka? na pieszo", a potem Locke przytacza przykład himalaisty).
Nie wiem, czy to zmienia ocenę odcinka, ale chyba nie. Powolne odkrywanie tej prawdy i utwierdzanie się w tym przekonaniu również mogło być intrygujące
* Locke i wózek - nawet teraz ta scena wywarła na mnie wrażenie. W retrosach wypatrywałem celowo czy widać gdzieś go wcześniej niż w ostatnim ujęciu, ale Locke zawsze siedzi tak, że nie widać krzesła (wózka), a raz jest w łóżku. Na pewno mocny szoker, jak ktoś widzi to pierwszy raz.
Już wspomniałem dlaczego wrażenie wywoływane przez tą scenę zmalało, więc chciałbym wskazać inną scenę, przy której na kartce z notatkami (tak Umba, zgapiłem od Ciebie ;p ) napisałem: A mianowicie: rozmowa z Helen. Po pierwsze totalnie zrujnowało to obraz Locke'a, jaki był budowany przez 3,5 odcinka, czyli człowieka tajemniczego, ale pewnego siebie i "ogarniętego" (patrz zrobienie gwizdka, rzut nożem i inne rzeczy które wypisał Lion - to wszystko świadczyło o nim jako o człowieku sukcesu). Tutaj okazało się, że jest totalnie odwrotnie, bo jest kompletnie zagubiony. Strasznie smutna scena. Ta w biurze nie była aż tak przejmująca, bo czasami trzeba wziąć taką pracę, jaka jest. Ale motyw z telefonem świadczy o dużo większym załamaniu Locke'a. Po drugie - po ataku dzika, Locke nazywa Kate "Helen". Teraz już wiemy, że Helen to była jego prawdziwa, długoletnia miłość, a John tę laskę, do której wydzwaniał tylko sobie tak nazywał. Wtedy jednak widz miał prawo sobie pomyśleć, że John faktycznie zakochał się w partnerce do rozmów telefonicznych do tego stopnia, że aż nazywa inne kobiety jej imieniem.
Tak czy inaczej, ten odcinek świetnie wytacza kierunek, w którym zostanie poprowadzona postać Johna: z jednej strony swoistego lidera (najpierw części rozbitków, potem Innych), z drugiej totalnego przegranego (patrz śmierć). Dwie kompletnie sprzeczne perspektywy, które spajają się w głupiej scenie polowania. A propos niej:
John okazuje się być niesamowitym idealistą, który swoje największe marzenia i pragnienia o wyprawie, o zwiedzeniu szlaku Aborygenów ma szansę spełnić dopiero na wyspie i oto cała tajemnica jego pomarańczowych uśmiechów.
No nie wiem. Z marzeniami to według mnie nie miało wiele wspólnego. Locke po prostu chciał udowodnić sobie, że wcale nie jest taki ograniczony, jak się wydawało innym. Chciał pokazać, że może robić to, co chce i nie da sobą pomiatać, tak jak zrobił to z nim ojciec bądź Helen. Kwestia wyboru metody udowodnienia tej racji, czyli poprzez wyprawę, była raczej drugorzędna.
Człowiek w garniturze mi się świetnie kojarzy, znów szczyty lostowego klimatu. Wprawdzie umiejscowienie ich akurat w tym odcinku nie miało jakiegokolwiek znaczenia, ale przygotowuje nas już na następny odcinek (którego nie pamiętam, więc fajnie będzie sobie przypomnieć) smiley
No właśnie chciałem o tym wspomnieć... To wyróżnia Lost spośród wielu seriali, które może i nie są proceduralami, jednak w każdym odcinku skupiają się na jednym, konkretnym wątku. Tutaj ciągłość fabuły jest zaznaczona o wiele mocniej. W 1x01 Kate masuje sobie nadgarstki, odcinek później budzi się szeryf, a w 1x03 mamy rozwinięcie tego wątku. W 1x03 pokazali wózek, w 1x04 skupili się na jego właścicielu. Teraz dali "zwiastun" pogoni za Christianem, nawiązując też do wątku Shephardów w rozmowie Jacka z Rose (Jack stwierdził, że zawód lekarza ma we krwi). Tak jakby twórcy dawali wskazówki, o czym będzie kolejny odcinek.
* Facet w garniturze - teraz te urywki są i tak ciekawe, ale pamiętam, że kiedyś kombinowałem, że to może ktoś kto przeżył katastrofę, ale jest w szoku i mu odwaliło, albo może ktoś od Francuzki przeżył jednak.
Wydaje mi się, że ja bym początkowo obstawiał ludzi z tylnej sekcji samolotu. Ale już w kolejnym odcinku dowiemy się, że to niemożliwe.
A scena z Lockiem - mrrr... lubię to.
A ja mam problem z tą sceną. Locke nigdy nie powiedział o tym spotkaniu nic więcej, niż że widział światło. Ale przecież wiemy, jak wyglądał Dym. Jego opis bardziej pasował do "światełka", lecz to tez niemożliwe. Poza tym po co Dym się z nim spotykał? Nie wiem i czuję narastającą irytację, że się tego nie dowiem
SAWYER: Right behind you.. Jackass.
(...)
SAWYER: Stay out of this, Metro.
Te cytaty zmieniają swoje znaczenie po latach
Podsumowując:
Połączenie dobrej akcji z Pilotów i filozofii z 1x03 + lostowy klimat wciąż na najwyższym poziomie.
Dokładnie tak. Tajemnice wyspy (magiczne moce, potwór, zwierzęta, napomknięta sprawa Francuzki i anteny) + akcja + klimat (pogrzeb, walka o plecak i wszystkie sceny związane z tworzeniem "obozu rozbitków"... 10/10 bez zawahania, odcinek najlepszy do tej pory.
Jak na razie najlepszy odcinek. Po solidnych pilotach i słabym trzecim odcinku wreszcie bliższe spojrzenie na kogoś spoza elity Jack-Kate-Sayid-Sawyer-Charlie-Michael choć ten ostatni akurat do tego odcinka nie pchał się do każdej akcji na wyspie.
Zaczynając jednak od początku to już na wstępie widać, że Locke jest kimś innym. Jeśli oglądał bym Lost od początku to pomyślał bym sobie o tym już po scenie w deszczu, a początek by mnie w tej wyjątkowości utwierdził. Kolejną sceną, która był dobra był poranek i rozmowa o dzikach. Elita sobie gadu gadu, a tu John z nożami. Miny Sawyera i Jacka bezcenne.
Dalsze sceny polowania również fajne choć widać tu, że twórcy na wczesnym etapie mieli chyba pomysł na to by dymek był czymś dobrym. Po pierwsze nie zabija Johna czyli człowieka naznaczonego przez wyspę, a po drugie sam John jakoś nie jest przerażony tylko raczej zadowolony ze spotkania.
Z akcji wyspowych spoko było również łowienie ryb i relacja wyspowego rodzeństwa. Wielka szkoda, że Boone zginął tak szybko bo to chyba w 1. sezonie mój numer 1 z ulubionych bohaterów.
Na koniec retrospekcje, które mocno kontrastują z wątkiem wyspowym gdzie John jest pewny siebie, silny i jest łowcą. Poza wyspą jest szeregowym pracownikiem gnębionym przez szefa. Do tego jest tak zdesperowany, że płaci za rozmowy z kimkolwiek, a po trzecie scena na wózku, która pokazuje jak Locke był słaby i zakończenie gdzie stary John ginie, a nowy, pewny siebie staje się jednym z ważniejszych graczy na wyspie.
9/10 gdyż mało jest lepszych epizodów w 1. sezonie.
Skocz do Forum:
Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.