Cersei właściwie chciała wyprzedzić Krittaga i wbić ten sztylet pierwsza. No ale nie udało się. Po raz kolejny zrobiła to dokładnie w tym samym czasie, co ktoś drugi. To się nazywał pech. Postanowiła jednak nigdy nie zdradzić Krittagowi swoich prawdziwych intencji i zrobiła dobra minę do złej gry ( o tron).
We are all evil in some form or another, are we not?
Jon otrzymał równocześnie dwa ciosy, zanim ktokolwiek zdążyłby powiedzieć "Martin". Świat powoli się oddalał. Przed oczami przelatywały mu kolejne obrazy. Jego koronacja, odbudowa Stolicy, małżeństwo z piękną królową, a potem sprawiedliwe i pokojowe panowanie, które przywróciłoby Westeros chwałę.
Niestety pycha lady-dewianta sypiającej z własnym bratem oraz dzikusa z lasów pozbawiła go życia. Jak to możliwe? Przecież jest potomkiem Starków i Targaryenów, Pieśnią Lodu i Ognia, jest Pieśnią Lodu i Ognia...
Nie wiedział, że za Pieśnią Lodu i Ognia stoi George R. R. Martin i nie ma w niej miejsca na szczęśliwe zakończenie.
Cersei i Krittag wygrali Grę o Tron. Ostatni Targaryen zginął, przekazując swoją "moc" dalej.
Eddard wiedział o "wszystkim" od Varysa. Varys wiedział o "wszystkim" od swoich ptaszków. Ale nikt, nawet jego ptaszki, nie mogły znać myśli Jona, dlatego też jego plan był dla Starka zaskoczeniem.
Jon był młody i naiwny, lecz Ned znał serca tych ludzi. I obawiał się, że dokonają najgorszego, więc po cichu wydobył miecz i przyczaił się na nich. Wtedy jednak Smok prychnął. Jeszcze żywy Snow Król przewidział reakcję ojca i obserwował go uważnie. Nie chciał mu pozwolić na jakikolwiek ruch.
A jednak, Krittag i Cersei dokonali bestialskiego morderstwa. Jego ostatni potomek wykrwawiał się właśnie na jego własnej ziemi. Smoki nie były już posłuszne Jonowi, więc postanowił dokonać zemsty.
- Valar morghulis - powiedział w języku, którego nie znał i spróbował odciąć im głowy.
*Los Renly'ego i Freya zostanie opisany w epilogu.
Edytowane przez Eddard Stark dnia 29-12-2014 00:12
Joffrey, widząc, że ktoś próbuje pozbyć jego matkę życia wściekł się. Wyciągnął z kołczanu strzałę z Valyriańskiej stali i unikając cudem uderzenia wymachującego ostrzem Neda podbiegł do niego i wbił mu bełt prosto w oko.
Niestety dla Joffreya, wymach, który zrobił Lodem, był tak potężny, że nie zatrzymał się mimo skurczu mięśni Neda. W ten sposób Stark zemścił mu się za ścięcie głowy w książce i sam ściął mu głowę. A potem upadł i zmarł. Tak po prostu. Ot, typowa śmierć Starka.
Zostaliście tylko Wy: Krittag, Cersei, Bernard i trzy smoki (ten, który poleciał z Renlym, już powrócił). Ale Smoki zaczęły się dziwnie zachowywać...
Cersei patrzyła na zwłoki Jona. Następnie spojrzała na Krittaga. To co teraz? Chyba naprawdę jesteśmy królem? - powiedziała i rozchmurzyła się. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, po raz pierwszy szczery, szeroki uśmiech (przypominający ten z podpisu). Wreszcie.
Nie wiedziała, że smoki zaczęły się dziwnie zachowywać...
We are all evil in some form or another, are we not?
Bernard odleciał gdyż jego smok nie zachowywał się dziwnie. Królestwo znów potrzebuje ratunku - pomyślał lecąc na południe.
Edytowane przez mrOTHER dnia 29-12-2014 01:34
W końcu zorientowaliście się, że z trzech smoków, każde z was kontroluje jednego. Bernard swojego, Krittag jednego, Cersei jednego. Moc Targaryenów podzieliła się pomiędzy Was. Jednak nie była to taka kontrola, jaką miał Jon, albo jakikolwiek z Targaryenów. Były one posłuszne jedynie częściowo. Próbowaliście je uspokoić, lecz nie udało Wam się. Zaczęły na siebie prychać, szczerzyć kły i "warczeć". Najwyraźniej śmierć ostatniego Targaryena bardzo je rozjuszyła. Można by wręcz powiedzieć, że lekko zwariowały.
Największą kontrolę posiadał Bernard, gdyż to Pan Światła go nią obdarował. Dlatego też odleciał, zanim na dole rozpętało się piekło.
Smoki Cersei i Krittaga rzuciły się na siebie, gryząc się nawzajem i zionąc ogniem. Na wasze nieszczęście, znaleźliście się w samym centrum tej smoczej gry... Nie, nie o tron, o przetrwanie. I zginęliście w strasznych męczarniach. Tak jak w trakcie wyprawy brat wybijał brata, tak i tutaj król wybił króla.
Valar morghulis.
/epilogi+wyjaśnienie tego powyżej jutro
/podsumowanie jutro
/możecie walnąć ostatniego posta
A Krittag? Krittag spełnił swoje marzenie. Został władcą Siedmiu Królestw, nawet jeśli były to minuty i sekundy. W tych ostatnich chwilach poczuł też ciężką do opisania więź z Cersei, właśnie im się udało, będą mieli dziecko, będą się pieprzyć codziennie i latać smokami gdzie zapragną. Każdy pozna imię prostaka z lasu. Osiągnął wszystko co mógł. W następnej chwili spłonął od smoczego ognia, stojąc po kostki w śniegu i z jego pozytywnej wizji przyszłości zostało tyle co z niego samego- chmurka dymu i garstka popiołu.
Był jednak ktoś kto przeżył ten szekspirowski finał...
Lord Varys, Mistrz Szpiegów chwilę wcześniej zauważył co się święci i w momencie, gdy bohaterowie swoim idiotycznym zachowaniem dążyli do zbiorowego samobójstwa, oddalił się od grupy i podążył z powrotem do włazu.
Widząc jak Jon I Targaryen otrzymuje dwa jednoczesne ciosy szepnął pod nosem: - Głupcy, i schował się pod ziemię oczekując zbliżającego się uderzenia atomowego ogniowego.
Kilka minut później wyszedł na powierzchnię. Ujrzał ogromną połać sczerniałej ziemi, na której mimo panującej wokoło zimy nie było ani krztyny śniegu. Widać tam było za to zwinięte w pozycji embrionalnej zakrwawione ciało Daenerys i kilka dziwnie poskręcanych zwęglonych figur między, którymi w bladych promieniach słońca coś się błyszczało.
Krocząc ostrożnie po nagrzanej wciąż ziemi, z trudem oddychając zadymionym powietrzem, w którym unosiły się drobiny popiołu, dotarł do źródła odblasków. Była to korona Siedmiu Królestw.
Chwilę na nią popatrzył, pomyślał. Spróbował ją unieść, ale nagrzana niczym rondel z ugotowaną strawą paliła go w palce. Rozejrzał się dookoła widząc zwęglone ciała ludzi i koni. Szczątki Cersei i Krittaga tworzyły jedną masę, najwyraźniej kochankowie przed śmiercią odruchowo objęli się jakby miało ich to ocalić.
- To nie dla mnie. Ludzie w Westeros nie mają za grosz zdrowego rozsądku. - stwierdził i oddalił się w nieznanym kierunku...
Kolejne lata życia spędził oddając się swojemu ulubionemu hobby, czyli mąceniu i odgrywaniu roli szarej eminencji w Essos.
Cersei po raz pierwszy życiu była naprawdę szczęśliwa. Zwyciężyła tak, jak tego pragnęła od samego początku. Nawet jeśli musiała to zwycięstwo z kimś dzielić, to w końcu był to jej kochanek, a nie jakiś dewiant Renly. Miała wszystko: władzę, miłość i świetlaną wizję przyszłości. Nigdy przed całą ta przygodą nie pomyślałaby, że może osiągnąć szczęście wcale nie u boku Jamiego, tylko człowieka z rasy tych, którymi pogardzała z całego serca. Ostatnie zdarzenia, których była świadkiem oraz w których miała czynny swój udział zmieniły nie tylko jej spojrzenie na rzeczywistość, ale w pewnym sensie zmieniły coś w jej duszy. Czy naprawdę zdała pokochać Kritttaga? Być może tak. Ale to wie tylko sama Cersei, która nikomu już o tym nigdy nie opowie. Tuż przed śmiercią odruchowo objęła swojego towarzysza życia i było to ostatnie, co zaistniało w jej świadomości.
Dziękuję za grę
We are all evil in some form or another, are we not?
Czardrzewa milczą, Siedmoro wydają się być nieobecni, a Pan Światła prowadzi swych wybrańców trudnymi ścieżkami. Jednak niech nie mylą Was pozory. Bogowie wysłuchują Waszych próśb. Dlatego też do każdego z finalistów, który posiadał NPC, wysłałem wiadomość, w której pytałem o zakończenie, jakie chcielibyście dla Waszej postaci. (Niestety Lion nie miał NPC, a Faraday postanowił uśmiercić swoje postaci wcześniej.)
Nie nauczyliście się jednego: uważać, o co prosicie...
Walder Frey
Gdy Jon Targaryen jeszcze żył, wydał Smokowi rozkaz, aby chwycił swojego porywacza, Waldera i powiódł daleko na północ. Co prawda dzięki zdradzie Lorda Bliźniaków dowiedział się on o swoim pochodzeniu i stanął przed szansą panowania nad królestwem... Niemniej nie dodawało to honoru czynowi Freya, a zdrada i morderstwo jego siostry nie przestały być przestępstwami.
Smok leciał na północ. Z perspektywy lotu dało się dostrzec potężny, acz zrujnowany Mur. Smok zniżył lot i opuścił starca z niewielkiej wysokości, tak, że upadł on bezpiecznie na grubą warstwę śniegu zgromadzoną na najwyższej wieży Czarnego Zamku. Freya mogła boleć głowa, połamane kości, a także brak męskości w spodniach. Jednak najgorsze miało nadejść.
Rozejrzał się i zobaczył, że zamek jest zrujnowany. Posępnie chodziło po nim kilku żołnierzy Nocnej Straży. Nie ma wątpliwości - Straż przegrała w walce ze stworzeniami północy, Mur został zniszczony, a obecni tutaj ludzie nie uciekli na południe albo ze strachu, albo z choroby.
Co by zrobił w tej sytuacji stary Walder? Zapewne wykorzystał ich do bezpiecznej podróży w jakieś bardziej przyjazne miejsce. Niestety, wskutek traumatycznych przeżyć doznał potężnego wstrząsu i oprócz fizycznych skutków wyprawy do Winterfell, doznał również psychicznych. Coś poprzestawiało mu się w głowie i stracił pamięć. Lecz gdy zobaczył swoje stare, spracowane ręce, a także odkrył brak przyrodzenia, pomyślał:
Chyba jestem Maesterem. Zapewne zostałem wysłany do Czarnego Zamku, aby pomóc w odbudowie jego potęgi.
Niestety, żadnej potęgi nie było. Frey krzątał się po okolicy, lecz nie potrafił wziąć się do roboty. Rozczulił się jednak, gdy zobaczył kilka rannych kruków w klatce, która pozostała po Maesterze Aemonie. Biedne ptaszynki, pomyślał. Skoro nie mogę pomóc Wronom, to pomogę chociaż tym krukom.
Odtąd, aż do swojej śmierci, całymi dniami przesiadywał w najzimniejszym pokoiku najzimniejszego zamku w całym Westeros i wpatrywał się w swoje ptaszynki, a one umilały go swoim ćwierkaniem. Wkrótce zaczął też pomagać innym zwierzątkom. Czarni bracia uznali, że to najsłodszy Maester (i w ogóle człowiek) jakiego poznali. Nie potrafił skrzywdzić nawet muchy i spał z pająkami. Szkoda tylko, że nic wielkiego z tego nie wynikało i historia szybko o nim zapomniała. Wkrótce umarł, a jego ostatnia myśl brzmiała: ćwir ćwir moje ptaszynki, ćwir ćwir.
Renly Baratheon
Wraz z Walderem, Jon rozkazał Smokowi pojmać samozwańczego króla, Renly'ego. Uznał, że dla człowieka, który uległ spiskom Baelisha, a ponadto zabił jego ciotkę Daenerys, słuszny będzie los tragiczniejszy od śmierci.
W ten sposób lecieli na północ przez długi czas. Gdy Smok obniżył lot i wypuścił Waldera, Renly'emu mogło się wydawać, że to koniec podróży. Jednak nic bardziej mylnego. Smok znowu wzbił się w przestworza i ruszył jeszcze dalej. Udał się w kierunku zachodzącego słońca, lecz był środek zimy, dlatego była to prawie północ, lekki północy zachód. Nie leciał jednak długo i w końcu opuścił Renly'ego na niewielki pagórek. Ten od upadku zemdlał.
Gdy Lord Baratheon się obudził, uświadomił sobie, że leży na kupie gnoju. Wokół otaczały go cuchnące psy liżące go po niegdyś gładkiej, teraz zniszczonej cerze, a wokół krzątały się same kobiety. Jak na prawowitego geja przystało, zaczął panikować. Nie mógł jednak znaleźć żadnego mężczyzny, jedynie kobiety, z czego niektóre z nich były w mocno zaawansowanej ciąży i patrzyły na niego z lekkim obrzydzeniem. Wszak cały był oblepiony błotem, miał mnóstwo ran oraz był cały zarośnięty.
W końcu jednak usłyszał jakiś męski głos. Oj, nie było to delikatne wołanie Loraska. Ktoś darł się wniebogłosy. W końcu Renly dotarł do kotary, zza której dochodził głos: - No, dawaj! Stań wreszcie! No stań! - warczał ktoś ohydnym w brzmieniu głosem.
Gdy odsunął kotarę, zobaczył prawdopodobnie najstraszniejszy widok w życiu - starego mężczyznę próbującego posuwać jakąś kobietę... niestety, bezskutecznie. - A niech to. Chyba nic z tego - stwierdził mężczyzna i splunął, gdy zobaczył Renly'ego. - No, w końcu się obudziłeś. Czas na małą pogawędkę.
Gdy mężczyzna wypytał Baratheona o szczegóły przybycia do jego twierdzy, Renly nie omieszkał się przedstawić. - Królem? A kto mianował cię królem? Craster i jego żony są wolnymi ludźmi! Nie jesteśmy nikomu poddani! - odpowiedział starzec.
Nie wiedział, że tytuł króla Renly Baratheon otrzymał za zwycięstwo w głosowaniu MVP (o czym zapomniałem napisać wczoraj ).
WYNIKI GŁOSOWANIA MVP: 55 Umbastyczny 53 Otherwoman 44 Lion
15 Diego
12 panda
11 adi1991
Lecz to nie był koniec historii króla Renly'ego Baratheona.
Craster splunął jedynie na ziemię, słysząc jego historię. - Słuchaj no, mości królu. Normalnie bym cię zabił, lecz akurat jesteś mi potrzebny. Widzisz, napadła mnie starość i pewne problemy z tym związane, a muszę zadbać o to, aby moje żony rodziły mi kolejne dzieci... Inaczej nocni bogowie zwrócą się któregoś razu po mnie. Ty za to wyglądasz na całkiem jurnego i płodnego. Dlatego też od dziś to ty będziesz dbał o to, by każda moja dziewka nosiła w sobie małego potomka.
Cersei nie miała racji mówiąc, że Renly nie może zostać królem, gdyż nie spłodzi rodu. Spłodził i to bardzo liczny. Od tej pory, aż do swojej starości, Renly Baratheon, naczelny gej całych Siedmiu Królestw, musiał dzień w dzień sypiać z kobietami, zapładniając kolejne żony Crastera, a potem swoje własne córki, wnuczki i ich córki. I co gorsza, w okolicy nie było żadnej żyletki, więc nie golił pach.
Zapytacie: gdzie w tym wszystkim jest Lorasek? Już spieszę z wyjaśnieniem. Zanim jeszcze Jon Targaryen rozprawił się z armią Innych, ciało Tyrella także zostało wskrzeszone. Gdy lody stopniały, udało mu się uciec na północ, do krainy wiecznej zimy. Podążając za zachodzącym słońcem, dotarł do okolic Twierdzy Crastera.
Gdy Craster umarł, Renly nie widział już potrzeby zapładniania kolejnych kobiet i pewnej nocy postanowił uciec na południe. Zanim jednak zdążył się oddalić od twierdzy, spotkał właśnie Lorasa, który powiedział tylko: - Zamiast ratować mi życie, plotłeś mi wieniec z kwiatów, którego nawet mi nie dałeś. Teraz jednak nie chcę kwiatów. Teraz chcę twoje dzieci.
Odtąd to Renly przejął dzieło Crastera i oddawał swoich synów Lorasowi, na służbę stworzeniom zimy.
Bernard i Smoki
Gdy ostatni Targaryen umarł, Bernardowi udało się opanować jego Smoka i uciec za Wąskie Morze. Dotarł na nim aż do Qarth. Tam jednak dowiedział się o nim Pyat Pree i postanowił ziścić swój odwieczny plan panowania nad bestiami. Bernard żył na pustkowiu, żywiąc się tym, co upolował jego smok. Któregoś razu napotkali przy małej sadzawce małe stado wołów. Gdy je konsumowali - smok zjadł surowe mięso, a Bernardowi przypiekał - nie wiedzieli, że mięso zostało zatrute przez Nieśmiertelnych. Ogień wypalił truciznę, lecz smok opadł sił i zaczął ciężko dyszeć.
Widać było, jak ogromne są jego cierpienia. Bernard początkowo wielce rozpaczał nad jego losem. Wtedy jednak przybyli do niego Nieśmiertelni, którzy zaoferowali bezinteresowną pomoc w uleczeniu Smoka. Bernard wyczuł fortel i stanął przed okrutnym wyborem. Mógł albo oddać smoka w posiadanie Nieśmiertelnych, albo go zabić. Wybrał drugą opcję. Z olbrzymim płaczem w oczach, wbił mu sztylet w jedyne czułe miejsce - w okolice szyi, tam, gdzie zbierał się ogień, w jabłko Aegona.
Smok umarł. Wtedy świat wokół Bernarda zawirował. Ukazała mu się jego pani, Daenerys, wraz z połówką papai, z której niegdyś dobiegało światło. Niestety, tym razem papaja była nadgniła, a Daenerys miała olbrzymią ranę po ciosie zadanym przez Renly'ego. - Twoja misja dobiegła końca, Bernardzie - powiedziała. Wtedy też stary Bernard uświadomił sobie, że Pan Światła ofiarował mu drugą szansę na życie tylko dlatego, żeby pomógł Daenerys i Smokom przetrwać starcie w Westeros. Teraz jednak wszystkie Smoki umarły, a ciało Dany gniło w okolicach Winterfell. Dlatego też razem z nimi, umarł również Bernard.
Śmiesznie było prowadzić MP w uniwersum GOT nie znając dobrze uniwersum GOT (o ile dobrze pamiętam, wtedy jeszcze nie przeczytałem żadnej książki, a z serialu to nie to samo)
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.