Charlie pędził ile miał sił, nawet nie oglądając się za siebie. Przez to przefikołkował z e skarpy razem z innymi, nabijając sobie guza na głowie. Adrenaliny miał jednak w sobie tyle, że nawet nie zwrócił na to uwagi. Lepszy guz, niż zjedzenie przez tyranozaura. albo śmierć w latrynie.
Odetchnął z nieukrywaną ulgą, kiedy dotarli do niewielkiego domu na przystani. Nie, żeby było to porządne schronienie. Lepsze jednak, niż żadne. Nie zdążył wskoczyć na pryczę, ponieważ seksowna kujonka z nosem jak kaczka była pierwsza. Ledwo co udało mu się złapać za byle konserwę leżącą w kącie. Okazało się, że był to pasztet reklamowany przez Katarzynę Skrzynecką.
- Nikogo nie ma! - krzyknął, słysząc pukanie. Miał nadzieję, że to zmyli natręta. Niestety, Alayne wszystko popsuła!
- Wszystko popsułaś- bąknął i zjadł trochę pasztetu patrząc na jej pupkę, kiedy szła otworzyć. Wstał wreszcie na nogi i zaczął przeszukiwać wszystkie szafki i kąty. Może było tu coś jeszcze? Owszem, było. Sześć butelek burbonu.
- Znalazłem burbon - oznajmił, podnosząc jedną z nich.