To nie był przypadek - rzekłem do Tary widząc jak dziewczyna się na mnie patrzy - Dores go udusiła. Sam z siebie by tak nie wyglądał - dodałem po czym zająłem się moim sucharem. Wiedziałem, że dziewczyna jest trochę spaczona i będzie bronić Dores mimo jej oczywistej winy więc nie wdawałem się w dalszą dyskusję.
- Wiesz co Tara? Już bardziej rozumiem ślepą wiarę niektórych stąd w Kane'a niż to, o czym mówisz. - powiedziałem, po czym spojrzałem na Tarę i odłożyłem szklankę na stół. - Nie wiem dlaczego to ukrywacie, ale my już wiemy, że Dores zabiła Petera i swojego ojca. Odkąd chłopak tu się pojawił, znowu się koło niego kręci. Chyba mi nie powiesz, że to jest normalne.
Nagłe pojawienie się Coco ani ją nie ucieszyło, ale też nie zmartwiło. Lepiej, żeby była teraz nimi, nawet jeśli jest szalona. A jest. Anton nie mógł jej okłamać. Zjadając kolejny kęs suchara wpatrywała się w Billa i doktora. Mieli rację, to oczywiste, ale mimo wszystko było jej teraz szkoda Tary. - Dajcie spokój - wtrąciła się, po czym wypiła trochę wody i ruszyła w kierunku łazienki z pragnieniem kąpieli.
Cóż mogła zrobić nastolatka, która wdała się w dyskusje z dwoma dorosłymi mężczyznami? Słysząc o tym, że Bill wie o śmierci Petera, tylko na niego popatrzyła i zamilkła, nie wiedząc co więcej rzec. Teraz to dopiero czuła się jak dzieciak, przyłapany na kłamstwie. I jeszcze wspomnienie o Kane.
- Nic tu nie jest normalne.
Odpowiedziała, zestresowana całą rozmową, której już nie chciała więcej prowadzić. Wstała więc z krzesła i odeszła od stołu. Bez słowa zabrała swą teczkę i wyszła na zewnątrz.
Normalność to jedyna rzecz jaka ratuje nas przed zwariowaniem - rzekłem do siebie pod nosem widząc, że Tara odeszła szybciej niż zaczęła się nawet prawdziwa rozmowa. Jadłem więc dalej suchara mając nadzieję, że ratownicy wkrótce przybędą.
Siedziałem przy stole i patrzyłem tępo w jeden punkt na blacie. Nie chciałem jej urazić, tym bardziej się z nią kłócić, ale jeśli ktoś nazywa psychopatkę 'niewinną', musiałem zareagować. Miałem poza tym to uczucie, jak wtedy kiedy rozmawiam z dzieciakami - że potrzebuje opieki. - Nie powiedzieli, kiedy się zjawią? - spytałem Antona z nudów.
Nie, nie powiedzieli. Myślę, że to może wiedzieć tylko Spencer. W końcu to z nim chcieli rozmawiać - rzekłem do Billa przeciągając się jednocześnie. Bezsenność sprawiała, że czułem się jakby przed chwilą kowadło spadło mi wprost na głowę.
Calista rozbita siedziała w samotności. Nienawiść Dores już ją męczyła, ta cała wyspa wysysała z niej wszystkie życiodajne soki. Babcia nie mając nic lepszego do roboty wzięła swój plecak z patyczkami i ruszyła przejść się po okolicy. A może coś ciekawego ją tu spotka? Nie chciała już więcej widzieć oskarżycielskich spojrzeń jest współtowarzyszy . Po raz pierwszy staruszka poczuła się naprawdę samotna.
Dores czekała, aż Peter się ocknie, ale to nie następowało. Dwa razy oberwał w głowę i mogło to być coś poważnego. Nie byłaby jednak w stanie poprosić Antona, żeby się zajął chłopakiem. Westchnęła tylko i zajęła się zmianą opatrunku na głowie.
We are all evil in some form or another, are we not?
Położyła dłonie na ścianie i oparła głowę, wbijając wzrok w palce u swoich stóp. Zmrużyła powieki przypominając sobie jedną z najlepszych rzeczy jaka spotkała ją w życiu: wydanie pierwszego, zaledwie 20-stronicowego opowiadania o dziewczynce, której największym marzeniem był lot samolotem. Cóż za ironia losu. Wtedy był to szczyt jej marzeń, ale dziś oczekiwała znacznie więcej, przede wszystkim od samej siebie. Jeszcze bardziej "przytuliła" się do ściany czując każdą kroplę wody spływającą po jej plecach, zmywając jednocześnie resztki mydła, które wciąż pokrywały ciało Isleen. Było jej tak dobrze, że nawet nie chciał wychodzić, tkwiąc w tej pozycji przed najbliższe kilkanaście minut. Dopiero potem zmusiła się do zakręcenia kurków i powrotu do szarej rzeczywistości. Wyszła spod prysznica, ubrała się, a następnie otworzyła swoją torbę i wyciągnęła z niej stare ubrania oraz szalik. Nie było pralki, więc musiała wyprać wszystko ręcznie. W tym celu użyła mydła, jako jedynego środka czystości, który znalazła w łazience. Zaczęła szorować ubrania w umywalce, bardzo dokładnie, powtarzając czynność kilka razy. Zużyła połowę pojemnika z mydłem, a gdy była już pewna, że są CZYSTE, rozwiesiła je na jakiejś starej suszarce stojącej w kącie. To samo zrobiła z szalikiem, ale tu już nie mogła liczyć na 100%-owy efekt. Materiał był pokryty brudem, krwią i w licznych miejscach podarty. Miał na sobie całą historię od dnia katastrofy. Po prostu wyczyściła go najlepiej jak tylko potrafiła, a następnie zawiesiła obok pozostałych rzeczy. Zabrała ze sobą zeszyt i długopis po czym wyszła z łazienki, po 45 minutach. Na szczęście niewiele ją ominęło bo większość wciąż przebywała w pomieszczeniu obok. Wyszła na zewnątrz i widząc siedzącą nieopodal Tarę, pomaszerowała w kierunku blondynki. - Co rysujesz?
Tymczasem Mia tej nocy miała dziwny sen. Miał on formę wakacyjnego teledysku, w którym występuje w duecie z jakimś francuskim piosenkarzem i w dodatku śpiewa w jego języku, którego prawdziwa Mia nie zna. A sam Francuz wyglądał o dziwo dokładnie jak jej znajomy listonosz z Adelaide.
Jeszcze długo po przebudzeniu się, nie mogła nic poradzić na swój zagadkowy uśmiech.
Dores znudziło się siedzenie przy nieprzytomnym Peterze. Zobaczyła na zewnątrz Tarę i Isleen. Ponieważ miała dobry humor z powodu powrotu Petera i jeszcze lepszy z powodu przywalenia Caliscie, zakradła się po cichu do Isleen i, kiedy była tuż za jej plecami, dziubnęła ją lekko palcami wskazującymi po bokach brzucha tak, że aż dziewczyna podskoczyła.
We are all evil in some form or another, are we not?
Tara siedziała pod drzewem, ledwo jakieś zarysy mając na białej kartce. Nie potrafiła nic konkretnego ostatnio stworzyć, co doprowadzało ją do szału. Miała ochotę zabazgrać cały arkusz na czarno, tymczasem tylko kolejny raz poprawiała kontur z którego chyba miał wyjść budynek. Coś siedziało w umyśle Tary, ale nie chciało dokładnie się pokazać.
- Właściwie to nic... straciłam chyba talent.
Odpowiedziała Islenn, zerkając na nią i mrużąc oczy pod wpływem słońca. Pokazała kobiecie słaby szkic i wzruszyła ramionami, zaraz spojrzenie swe wbijając w kartkę. Drgnęła gdy pojawiła się Dores, skora do żartów, co poprawiło nastolatce humor.
Usiadłam przy Antonie i oparłam głowę o jego ramię -wszystko się niebawem ułoży. -rzuciłam od niechcenia sama próbując uwierzyć w swoje słowa -dlaczego masz problemy z zasypianiem? Coś się dzieje Anton?
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Calista skradając się przez las nie wiedząc czy to wymysł jej bujnej wyobraźni ,czy też może naprawdę ,zobaczyła z dala znów czarny dym. Przerażona zaczęła biec przed siebie jak poparzona, potknęła się o wystające kłącze i wpadła w dziurę ,która przechodziła na wylot przez brzeg urwiska. Starucha spadła z kilka metrów na rękę,która w wygięła się pod dziwacznym kątem-babcia straciła przytomność.
Po jakimś czasie Calista ocknęła się z pulsującą bólem ręką i całym poobijanym ciałem. Kiedy tylko ogarnęła się w sytuacji próbowała nastawić rękę,w efekcie dżunglę przeszył przerażający wrzask kobiety. Teraz babcia leżała skrępowana bólem w obszernym dole ,z którego nie miała sama szans się wydostać.
Siedziałem od dłuższego czasu przy stole gdy podeszła do mnie Tasha i oprała głowę o moje ramię. Słysząc jej słowa o tym, że wszystko się ułoży zaśmiałem się w duchu lecz jej drugie pytanie sprawiło, że poczułem jak chce mi się spać. Jednak obecność Tashy sprawiała, że czułem się lepiej i po chwili odpowiedziałem jej: Nie wiem co robić, otacza nas sama śmierć, diabelski dym grasuje po dżungli, a my jesteśmy tacy mali wobec sił panujących na tej wyspie. - powiedziałem po czym dalej tkwiłem w tej samej pozycji gdyż samo to, że Tasha tu była sprawiało mi przyjemność.
Westchnąłem tylko na słowa Antona. Nie chciałem mu przerywać jego błogiej chwili z Tashą - wyglądał na zadowolonego jak nigdy mimo ogromnego zmęczenia, więc patrzyłem sobie w drugą stronę. - Musimy to przetrzymać, kadłuby. - powiedziałem i odpaliłem papierosa znalezionego w stacji pierwszy raz od dłuższego czasu.
Zastanowiłam się nad jego słowami. Chciałabym zaprzeczyć, aczkolwiek doskonale zdawałam sobie sprawę, że Anton mówi prawdę -Jak myślisz, jest na to jakieś lekarstwo? Wiesz Anton, lek który pomoże nam w jakikolwiek sposób przetrwać.. -westchnęłam głośno i wbiłam wzrok w swoje zniszczone dłonie. Kiedyś były zadbane, mięciutkie i pierścionek zaręczynowy tylko dodawał im uroku.. Zresztą pierścionek zaręczynowy to symbol miłości i esencja ponadczasowego piękna. Zdjęłam go i wsadziłam do kieszeni -Razem damy sobie radę.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.