A gwałciciela tak szybko stad nie wypuszczą...- dokończył ponuro.- A przecież o n a miała tu na mnie czekać... I gdzie teraz jest!?- Nie zwracał już uwagi na Maureen. Jego wzrok bezwiednie podążał za Joshem.
- Ten biedak też zrezygnował z żarcia...
Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się naprawdę zainteresowana. Fakt, Jack mógł kłamać jak z nut, lub co bardziej prawdopodobne - kompletnie nie panować nad tym co mówił, ale o ile istniała szansę że mówił prawdę, nie mogła tego puścić mimo uszu.
- Przez własną głupotę? - przekrzywiła głowę, rozważając jego słowa jako wyjątkowo słabą wymówkę. - Co przez to rozumiesz? - zapytała i posłała mu uśmiech, wyrażający to, że naprawdę chce go wysłuchać. Pytanie, czy on chciał o tym opowiedzieć. Wtedy zauważyła, że Jack zdaje się jej nawet nie słuchać. Kolejna fala rozczarowania uderzyła dużo silniej niż poprzednia, na chwilę uniemożliwiając jej zaczerpnięcie oddechu.
- Przepraszam, już Ci nie przeszkadzam. - wstała z krzesła, starannie je za sobą zasuwając. - Muszę trochę odpocząć. - rzuciła przez ramię, prawie biegiem kierując się do swojego pokoju.
Willy zrobił minę jak na avatarze. Ze skupieniem, a jednocześnie zafascynowaniem gapił się w dziewczynę. Była młoda i piękna, niczym nimfa wodna, która przed chwilą wyłoniła się z krystalicznego oceanu. To wyjaśniałoby dlaczego widzi ją dopiero teraz. Poprawił okulary. Od jej błękitnych oczu nie sposób było oderwać wzroku. Niepowtarzalne rysy twarzy i dziewicze spojrzenie przyprawiły go o gęsią skórkę. Chciał już coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, dziewczyna także milczała. Speszony opuścił wzrok i wbił go w podłogę.
Josh miał dość. Po prostu - to zdanie zawarło całą myśl. Przyznać trzeba mu było, że nie należał do ludzi, których nastrój czy energia życiowa lub humor trzymały się stabilnie. O ile jeszcze niedawno cały świat był przeciwko niemu, tak teraz mógł sobie być, ale nie musiał. Nie wszystkim wszak zależy na tym, aby wyrządzić krzywdę takiemu sobie spokojnemu człowiekowi, prawda? A nawet jeśli miało by się wydarzyć coś złego, Josh był na to za słaby. Opadł ciężko na jeden z foteli znajdujących się w salonie. Nie zwracając uwagi na siedzących niedaleko, zwinął się przy nich, chowając głowę w ramiona. Trwał w tej pozie, robiąc sobie krótki postój w drodze do swej samotni. Torrance oddychał ciężko. Nigdy nie należał do ludzi wybitnie zdrowych i silnych. Już od małego mama robiła z niego istotę kruchą i chorowitą, nie dopuszczając myśli o tym, iż mógłby stać się silnym. Josh prychnął pod nosem. Specjalnie mi to wmawiała. Odebrała mi wiarę, pomyślał.
Jack już otwierał usta, by zaprzeczyć, wyjaśnić, że po prostu chwilowo się zamyślił i kontynuować rozmowę, ale Maureen... uciekła. Miał wołać za nią? Dziewczyna była już prawie przy schodach... Wzruszył ramionami. Delikatna i nerwowa- uśmiechnął się w myślach.- Kobiety to przeklęte plemię. Nie bez przyczyny powiadają, że kobieta jest źródłem wszelkiego zła. I za to je wszystkie kocham.
Wszedł do toalety, oddając się rozmyślaniom na temat pewnych dwóch kobiet, które ostatnio bardzo zaważyły na jego losie. Potem sięgnął jeszcze dalej... Do dzieciństwa, do matki. Ta kobieta również nie dała mu szczęścia.
Kiedy wrócił do salonu, zbliżył się do Josha.
- Cześć, stary. Znasz Black Sabbath? Wyglądasz jak szatan z pierwszego albumu.
Pod przymknięte powieki powoli wkradał się sen. Na szczęście ktoś zdołał zawrócić go z tej ścieżki. Josh starał się oprzytomnieć. Jednakże myśl o tym, że ktoś jednak się nim zainteresował, podszedł tak blisko i wyrzekł kilka słów... Tętno mu przyspieszyło, a pierwsze krople potu wstąpiły na czoło. Co robić? Co robić? Co robić? Josh odwrócił się powoli do nieznajomego. W pierwszej chwili oślepił go z lekka blask światła, jednak po chwili oczy przywykł do niego i Josh mógł przyjrzeć się mężczyźnie, który ośmielił się podejść do, jak go mianował, szatana. Wygląd wiele mówi o człowieku i nie da się ukryć, iż Josh był wielbicielem muzyki metalowej. Nazwanie go więc szatanem z pierwszego albumu Black Sabbath było dlań komplementem; tytułem. Jednak czy nie był to podstęp na udobruchanie długowłosego i ciche wkradnięcie się za bramy jego zaufania, którym nie obdarowywał nikogo?
Josh milczał dłuższą chwilę, lecz wreszcie wyrzekł:
-Jak miałbym nie znać? - Ta informacja raczej ci się nie przyda, pomyślał, przyglądając się swymi smętnymi oczyma, blondynowi.
Mleko spływało po rękach Debry, niczym krew Dzwoneczka po dłoniach Catelyn. Debra jednak, w przeciwieństwie do Catelyn, była teraz pełna życia, jak nie pamiętała już kiedy. Chwyciła za opakowanie keczupu i z całej siły nacisnęła. Cała zawartość, niczym serpentyna, przeleciała nad głowami pozostałych dziewczyn, zostawiając na nich czerwony ślad.
We are all evil in some form or another, are we not?
-Cóż. Wygląda na to, że przegrałaś.- uśmiechnęłam się do Suki i wyszłam z kuchni. Skierowałam się szybko pod prysznic. Gdybym tylko spotkała na korytarzu kogoś znajomego, natychmiast zaproponowałabym mu wspólną kąpiel w basenie- najlepiej nago. Nikogo jednak nie minęłąm, dlatego po tym, jak szybko ogarnęłam swój wygląd, zaczęłam znów krążyć po korytarzach.
- No tak, w końcu długość włosów nie bierze się znikąd- stwierdził.
Nie wiedział po co go w ogóle zagadał, nie wiedział, co dalej powiedzieć, dlatego wyjął z półki z książkami pierwszą lepszą pozycję i zagłębił się w lekturze.
Niesforny kosmyk włosów opadł na jej twarz. Odgarnęła go ze złością, pokonując po dwa schody na raz. Hałas z jadalni dodatkowo spotęgował jej irytację, działając jak punkt zapalny. Ci ludzie wcale nie chcieli wyzdrowieć. Dobrze było im z ich szaleństwem, wymyślając sobie kolejne bezsensowne zajęcia, za niemym przyzwoleniem personelu.
Wpadła do swojego pokoju, wyciągając z szuflady notes. Wciąż był na swoim miejscu, chociaż nie mogła mieć pewności że nie był ruszany. Tak, właśnie tak podchodzono tu do kwestii prywatności.
Pisała tak szybko, że niektóre słowa były zupełnie nieczytelne, ograniczające się do niemal prostej linii. Wierzchem dłoni rozmazywała kolejne zdania. Zagryzła wargę. Po lewej strony kartki powstała lista: Malcolm, Tom, Ulises, Jack. Przy każdym imieniu dopisała kilka zdań, w większości bardzo pokreślonych. Z prawej strony, pod dużą literą K narysowała duży znak zapytania.
Za mało się starała. Myślała że będzie jej szło dużo łatwiej i wystarczy jej tydzień, góra dwa. Poczuła że do oczu napłynęły jej łzy, czekając na sygnał by spłynąć po policzkach. Zamrugała ze złością - jeszcze nie teraz.
Odłożyła notes do szuflady i skuliła się na łóżku, plecami w stronę drzwi.
Edytowane przez mremka dnia 26-06-2013 22:53
Suki tylko parsknęła śmiechem, słysząc słowa Debry. Ona przegrała? A kto się ewakuował z miejsca walki? Dziewczyna tylko zaśmiała się do pleców wychodzącej i pokręciła paluchem wokół skroni. Potem spojrzała na pozostałą w kuchni Alice, która raczej nie doczeka się seksownej walki między kobietami. Żadna bita śmietana nie pójdzie w ruch.
- Ja tego nie sprzątam, nie mam sił.
Suki stwierdziła z pewnością siebie, po czym bez pardonu usiadła na podłodze i sięgnęła po truskawki, by je skonsumować. - Chcesz? - podsunęła je swej ostatniej towarzyszce. Ktoś jeszcze został?
Nieznajomy od Black Sabbath wyrzekł swą opinie na temat pochodzenia długich włosów, po czym odszedł. Josh wypuścił z płuc powietrze tak, żeby nikt tego nie słyszał. Głęboki oddech jednak nie ciążył mu już, przynosząc za sobą ulgę. To wszystko. Już. Tylko tyle. Torrance zauważył, że trzęsą mu się dłonie. Stary, poszedł już sobie. Gdyby chciał, zrobiłby to. Na pewno. Kolejny wdech i wydech. Josh uspokajał się powoli. Uznał jednak, że nie potrzeba mu na razie przebywania wśród obcych, w dodatku chorych na umyśle. Zmył się więc najszybciej, jak tylko wówczas mógł, na górę. Tym razem bezproblemowo odnalazł swój pokój. Nie uczynił jednak z niego bunkra. Jak cywilizowany człowiek położył się do łóżka, odwracając się plecami do wejścia. Czubkiem nosa prawie dotykał zimnej ściany. Ciekawe, co tu robi ten typek, pomyślał nagle. Nie interesowali go dotychczas inni pacjenci. Ten jeden stanowił jednak wyjątek ze względu na krok, jaki podjął.
Czemu się nie porusza?
Lotte zaczęła się denerwować na tyle, na ile była w stanie odczuwać spontanicznie jakieś emocje. Najgorsze, że to facet, gdyby to była kobieta, to by mogła spojrzeć chyba na nią, a w tej sytuacji nie może przecież podnieść wzroku. Okulary na nosie, specyficzna uroda, nie zdradził niczego po swojej minie, czy chodzie... Ale stoi nade mną, na co on czeka?
Dopadła ją psychiczna blokada przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu. Wydawało jej się, że hałasuje swoim oddechem, że każda część jej ciała jest w tej chwili jakoś niedopasowana do reszty, że ściana zaczyna ją uwierać, ale mimo wszystko... nie pozwoliła sobie na choćby drgnięcie.
Debra poczęstowała się truskawkami i rozejrzała po jadalni. Wyglądała podobnie do tego, jak często wygląda jej kuchnia, dzięki czemu poczuła się tutaj choć trochę, jak w domu.
We are all evil in some form or another, are we not?
- Cześć Willy, mógłbyś wylizać mi cipe? - usłyszał niespodziewanie.
Fascynacja nagle przerodziła się w zaskoczenie. Dziewczyna odezwała się i to w taki sposób. Na pozór niewinne dziecię przemówiło do niego głosem diablicy. Podniósł wzrok i ujrzał tą samą kobietę o błękitnych oczach, ciemnych długich włosach i wyrazistych, ponętnych ustach. Tym razem nie kucała lecz wyzywającą podpierała ścianę, skąpo ubrana, z nagim udem, zlożyła mu jednoznaczną propozycję. Na ustach Koonsa nie było już powagi i skupienia, a ironiczny uśmiech. - Chętnie - przemówił do niej, po czym wykonał nieznaczny krok do przodu. Wtedy jego spojrzenie zawiesiło się gdzieś pomiędzy jawą a rzeczywistością, ale nie tkwiło tam zbyt długo. Opuścił wzrok, by utwierdzić się w przekonaniu, że to na co nadepnął to jedynie skrawek papieru. Spojrzał ponownie na dziewczynę - niewinną, bojącą się i kucając pod ścianą. - To znaczy... Jestem Willy - dodał po chwili, a z jego twarzy zniknął jakikolwiek uśmiech. Powrócił do szarej rzeczywistości.
Edytowane przez Flaku dnia 26-06-2013 23:56
Malcolm obudził się w swym pokoju i aż podskoczył na łóżku. Skąd się tu wziąłem, przecież byłem w łazience... Lowe miał mętlik w głowie i był bardzo zmęczony, więc jeszcze trochę poleżał...
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Dziękuję. - odpowiedziała posyłając Suki lekki uśmiech i zjadła jedną z truskawek. Zamknęła oczy rozkoszując się delikatnością i soczystością tych niesamowitych owoców. Podniosła palec do góry na znak, że coś sobie przypomniała. Zdjęła już ostatecznie swój miskohełm z głowy, pobiegła do kuchni i wróciła z bitą śmietaną.
- Tego mi brakowało. Czyste kalorie. - wyszczerzyła się szeroko do dziewczyny, wzięła truskawkę do ust i wypełniła buzię bitą śmietaną w sprayu. Ubrudziła przy tym trochę usta, więc nawet jak na mieszkańca szpitala psychiatrycznego musiała wyglądać dziwnie. - Mmmm... chsesz? - z pełną buzią zwróciła się do Reeves podając jej bitą śmietanę.
Ale Suki nie chciała się z nikim integrować! Co tu się do cholery wyprawia?! Brała udział w bitwie na jedzenie i całkiem dobrze się bawiła? Nawet polubiła dziewczynę od sędziowania? No chyba jej się klepki poprzestawiały! No dobra, mają prawo!
- Dzięki!
Wyciągnęła rękę po butelkę (pojemnik?) z bitą śmietaną i sobie również napsikała (nalała?) czy coś, do ust. Mniami! Miała nadzieję, że teraz On się nie pojawi i nie przyjdzie, by zabrać ją z tego miejsca. Gdzie w takim stanie się mu pokazałaby! Nigdy!
- Łap!
Suki zwróciła się do Debry (Debry, tak, Debry, Debry, Debry, zapamiętane) i rzuciła jej bitą śmietanę. Tą w pojemniku oczywiście. Nie, nie bije się już na jedzenie. Dajcie Wy mi spokój! Debra, miejmy nadzieję, że jest dobrym łapaczem.
Debra złapała pojemnik jedną ręką, w dodatku lewą. Niestety, gdy go ścisnęła, zamknięcie otworzyło, a zawartość odnalazła drogę na zewnątrz, lądując na głowie i ubraniu Morgan. Fuck! Fuck! Fuck! - wrzeszczała, próbując strząsnąć z siebie śmietanę. Kiedy jednak te próby nie powiodły się, stanęła bezradnie z opuszczonymi rękoma. Fuck. - dodała już spokojniej i skierowała się do łazienki.
We are all evil in some form or another, are we not?
"Chętnie" - to jedno słowo zmroziło ją całą. Nie dlatego, że w jego ustach oznaczało cokolwiek konkretnego, właśnie ta niewiadoma i niepewność była najgorsza. Tak się nie zachowują normalni ludzie. Nic nie mówi, a kiedy już mówi, to wciąż nic jej to nie mówi. Zbliżył się w jej stronę jeszcze trochę, a ona odruchowo cofnęła głowę pod samą ścianę. Kiedy w końcu zdecydowała się podnieść wzrok, nieznajomy przedstawił się. Otworzyła usta i wypowiedziała swoje imię, ale tylko w myślach, bo głos ugrzązł jej gdzieś głęboko. Bardzo powoli podniosła się i zaczęła wracać do swojego pokoju wzdłuż ściany, idąc jednak nieco bokiem, aby widzieć ewentualne ruchy tego człowieka. Będąc już przy samych swych drzwiach zatrzymała się. Dotknął ją znowu głód, gdy emocje nieco opadły. Oparła się o ścianę i czekała aż sobie pójdzie, by móc znowu skierować się w stronę łazienki lub kuchni.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.