Gonzo przegrał bitwę, natomiast z całą pewnością nie przegrał wojny. Powtarzał sobie w duchu, że załatwiłby tych cieniasów, ale był już dość wyczerpany, poza tym kończył mu się zapas wody i powinien zregenerować siły przed następnym podejściem. Poza tym, zdecydowanie powinien skombinować lepszą ekipę. Np. w jakiś sposób skłonić Simone do pomocy, a ta jakby co będzie bardziej skora do dania dupy na jakiejś granicy niż pani Shirley, która okazała się być jeszcze cieńszą wspólniczką niż Gonzo się spodziewał. Na pomoc kolegów ze szkoły nie miał co liczyć, bo praktycznie wszyscy z niego szydzili. Został jeszcze pan Hopper, ale obawiał się, że nie dopuści go do sprawy dla jego bezpieczeństwa, mimo niewątpliwych zalet Gonza. Zamyślony chłopak wracał do domu i rozmyślał nad tym co zaszło, nad nową misją, nad dziwnym zachowaniem zwierząt, nad wybuchem, brakiem wody, i w końcu nad swoim snem, który powtórzy się jeszcze następnej nocy.
Ahmad siedział po ciemku. Mógł dodać to do listy wad USA. W Afryce nigdy nie robiło się tak szybko ciemno, a jak już się robiło to nie było tak cholernie zimno. Zaletą było jednak to, że nie wszyscy byli czarni przez co białasów łatwiej było można dostrzec po ciemku. Po chwili namysłu mężczyzna postanowił wyjść na zewnątrz by rozeznać się dyskretnie w sytuacji bo słyszał śmigłowce i zapewne nie szukały one jego ale lepiej było to zbadać. Po drodze ujrzał tego dziwnego chłopaka o jakże ciekawym choć nazbyt krótkim imieniu Gonzo Alonso.
Edytowane przez adi1991 dnia 28-11-2016 00:06
Gonzo dostrzegł murzyna idącego tą samą leśną drogą, ale w przeciwnym kierunku. Oczywiście kojarzył go z twarzy, nawet się minęli dzisiaj w okolicach kina, ale nie wiedział kim jest i jakie ma zamiary. Natomiast był on murzynem, więc tak statystycznie rzecz biorąc najpewniej knuł coś niedobrego. Co wcale nie było aż taką złą wiadomością, bo może taki murzyn byłby idealnym pionkiem w jego misji, gorzej jeśli murzyn użyje swojego murzyńskiego sprytu przeciw niemu. Gonzo wciąż miał w ręku łuk bo tamci pajace mu go nie zabrali, więc jakby co był czujny. Gdy tak zbliżali się do siebie, przez drogę przebiegła spora gromada czegoś sarnopodobnego, tak jakby bardzo im się spieszyło. Po czym znowu skupił uwagę na murzynie, ale nie był aż tak zdesperowany bo zagadywać włóczących się wieczorami murzynów, więc szedł dalej przed siebie.
Edytowane przez Lion dnia 28-11-2016 00:26
- Te! Bonzo Alonso - zawołał Ahmad widząc że chłopak się zbliża. - Co tu się dzieje? - dodał starając się wyglądać normalnie. Sarny go nie wystraszyły gdyż w młodości, gdy chodził po wodę nie raz antylopa czy inne dziadostwo zabiegło mu drogę.
Gonzo także znał się na zwierzętach, bo zwiedził cały świat, włącznie z afrykańską dziczą, gdzie poszukiwano Mokele-Mbembe, legendarnego rudawego gada wielkości małego dinozaura. Po słowach murzyna westchnął i opowiedział mu co wiedział. W sumie zdziwił się, że gościu znał jego imię i trochę dziwne, że węszył w tym samym miejscu co on. No ale okej. Spróbuje mu zaufać skoro się prosi. Lepszy murzyn w garści niż białas na dachu.
- No bo w lesie są faszyści, którzy czegoś strzegą. To nie wygląda na takie zwykłe strzeżenie miejsca przypadkowego wypadku, to wygląda na strzeżenie jakiejś tajemnicy. Byli zaniepokojeni tym, że mnie tam widzieli. Nie przepuszczą nikogo. W dodatku te zwierzęta wyraźnie się boją, jakby instynktownie uciekały ze swoich zwykłych terytoriów przed złem, które się czai w tamtej części lasu.
Westchnął po raz kolejny.
- Panie murzynie, jestem gotów zawiązać sojusz. My kontra reszta.
Wiedział, że musi szukać wspólników i chcąc nie chcąc musiał ryzykować odkrycie się nawet przed takimi ciemnymi typami. To on ma być tym, który zapisze się na kartach historii i zniszczy lokalnego potwora, który powoduje anomalie pogodowe, wysysa wode z rur i być może to on kręcił się w okolicach Erie gdy zniknęli jego rodzice. Gonzo domyślał się, że to, co w tym lesie się czai może przerosnąć ich oczekiwania i możliwości. Tyle że murzynów ginęło już wielu, więc ewentualnie jeden martwy murzyn więcej i to zabity podczas słusznej misji, nie jest niczym specjalnie złym ( a Gonzo w swoją śmierć nie wierzył, nie po to przecież trenował taekwondo).
Edytowane przez Lion dnia 28-11-2016 01:13
W obskurnym pokoju szpitalnym słychać było dobiegającą muzykę z korytarza. W głośnikach słyszałam Don't Cry Tonight. Byłam pełna nadziei, że to właśnie dziś nastąpi szczęśliwy moment w którym mój mąż otworzy oczy i uśmiechnie się ze szczerze. Nasz związek nie był idealny, niejednokrotnie zawiódł mnie i stracił moje zaufanie lecz moje uczucie było tylko silniejsze. Szpital wydawał się być jeszcze bardziej przygnębiający niż zwykle. Położyłam głowę przy jego ręce gdy nagle usłyszałam głośny huk. W tym samym też momencie światło w pomieszczeniu zgasło a muzyka przestała grać. Podniosłam się i odwróciłam głowę w kierunku okna. W oddali, za miasteczkiem widziałam jasny promień unoszący się na całej linii nieba. Słyszałeś to Keith? Coś się wydarzyło w lesie.. myślałam, że po wypadku już gorzej być nie może a ewidentnie coś złego wisiało w powietrzu. Brakuje wody w Hawkins, ja miewam coraz gorsze sny..
Moje kubki smakowe zapomniały co to kawa, a blond czupryna od dawna nie widziała wałków. Dotknęłam opuszkami palców swojego nieumalowanego policzka i pomyślałam o różu, pomyślałam też o czarnej kredce którą nakładałam na górną powiekę oraz linię wodną oka.. -Wrócę jutro -powiedziałam bardziej do siebie niż do swojego ukochanego. Złapałam za ramoneskę i wybiegłam z ponurego budynku.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Ponieważ murzyn coś wolno myślał, Gonzo zaczął pocierać dłońmi, bo był to chłodny listopadowy wieczór, w dodatku wiało Kanadą. Postanowił w międzyczasie skorzystać z walkmana, którego dostał na święta w zeszłym roku i potupać sobie do janglepopowej kasety (miał ich kilka po kieszeniach), która akurat brzmiała dość konspiracyjnie. Tak więc murzyn myślał (albo nie myślał), a Gonzo tupał.
Czerwona honda prelude stała zaparkowana niedołężnie pomiędzy dwoma miejscami parkingowymi. Odgarnęłam kosmyk włosów z nosa i poprawiłam ciemne okulary. Słońca było tyle co nic, ale mój fiołkowy rumień w okolicy oczodołów nie wyglądał atrakcyjnie. Cienie pod oczami zazwyczaj są wynikiem bezsenności lub niskiej jakości snu jak w moim przypadku. Nie myślałam teraz o zjawiskowym wyglądzie, nie chciałam jednak by ktokolwiek widział mnie w takim stanie.
Usiadłam na fotelu kierowcy i włączyłam silnik gdy nagle zauważyłam stadorudel saren biegnących w kierunku miasteczka. Ściągnęłam okulary i otworzyłam usta ze zdziwienia.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Cisza i brak jakiegokolwiek odzewu ze świata zewnętrznego trochę mnie przerażały. Postanowiłam jednak chociaż spróbować o tym nie myśleć ani nie zaprzątać sobie głowy. To powinno nie mieć znaczenia. Być może była jakaś awaria i stąd też te nieprzewidziane problemy. W zasadzie to tak właśnie bym chciała. Usiadłam ponownie na fotelu oddając się całkowicie książce, którą czytałam wcześniej.
Trwałam dłuższą chwilę w bezruchu, patrząc w górę. Na zachmurzonym niebie pojawił się najpierw jeden, a później kilka kolejnych śmigłowców naszej armii. Poprawiłam okulary na nosie i pewnie wypatrywałabym dalej jakichś wojskowych sprzętów, gdyby nie głos ojca spod maski jednego z samochodów.
- Halo, Mia! Otworzyłabyś drzwi i wpuściła trochę światła, bo nie wyjdę spod tego jebanego pickupa po ciemku...
Bez słowa podniosłam drzwi do góry, po czym założyłam swoją beżową, ogromną i chyba męską kurtkę (tata powiedział, że takie są teraz modne dla kobiet; oczywiście gówno wiedział, ale nie chciałam robić mu przykrości), na okulary założyłam jeszcze gogle na motor, a na ręce rękawiczki bez palców. Do tak żenującego ubioru pasował rzecz jasna mój żenujący motocykl z jaskrawopomarańczowym siodełkiem i przybrudzoną jasnozieloną kierownicą. Ktoś mógłby spytać, czemu o siebie tak nie dbam, skąd te obrzydliwości? Odpowiedź była prosta - w liceum wydawało mi się to cool, a byłam pewna, że w dniu jego ukończenia opuszczę Hawkins.
Tak się jedak nie stało, i parę minut później połowa miasteczka mogła usłyszeć już z daleka turkot mojego pojazdu. Minęłam tę lafiryndę z sianem w głowie Simone, Murzyna, Gonzo Alonso w okolicach lasu. I mimo tego że pękły mi okulary, z daleka pośród drzew widziałam żołnierzy najwyraźniej pilnujących terytorium. Postanowiłam wjechać do lasu od innej strony, licząc że tam ich nie bedzie i uda mi się coś zobaczyć.
Po zaparkowaniu samochodu przed małym szpitalem w Hawkins, zgasiłam silnik i otworzyłam swoją torbę, by przejrzeć dokumenty. Na szczęście wszystkie wzięłam. Segregator pękał od kartek i zanotowanych, wsadzonych w koszulki zeszytów. Uśmiechnęłam się pod nosem, spojrzałam w lusterko wsteczne poprawiając włosy, by jeszcze bardziej sterczały.
Wysiadłam z samochodu i cisnąwszy segregator do torby ruszyłam w kierunku wejścia do szpitala. Huk, któremu towarzyszył przebłysk światła był okropny. Poczułam się jakby właśnie rozpoczynał się koniec świata, bynajmniej tak sobie zawsze wyobrażałam jego początek. Stanęłam jak wryta patrząc w kierunku przebłysku, ale dalej nic się nie działo.
Zobaczyłam tylko sarny... usunęłam się z ich drogi i ponownie wsiadłam do swojego samochodu rozglądając się wokoło.
If you don't take drugs probably you have other addictions.
Wcisnelam klason by zwrócić uwagę szczupłej kobiety z burzą czarnych lokow -widziała to pani?? krzyknelam wychylajac głowę zza okna. Pokrecilam głowę z niedowierzaniem i otworzyłam drzwi spoglądając na kobietę -pierwszy raz cos takiego widzę. A trochę się się tym znam. - wskazalam na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu widzialysmy trzy kozly.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Nie mogłam się skupić, kompletnie nie mogłam się skupić na tej cholernej książce. Coś ciągle mi podpowiadało, że coś się stało i krótko mówiąc pora uciekać z tego miasta. Zamknęłam oczy i znowu to ujrzałam. Zerwałam się, jakbym zaczęła przed czymś uciekać, ubrałam się ciepło i kompletnie nie wiedząc, co czynię, wyszłam za zewnątrz. Tak. Ja też ujrzałam sarny. Na drodze były Lola i Heather. Podniosłam w ich kierunku rękę, w zasadzie chciałam żeby mnie ktoś uszczypnął.
Usłyszałam klakson i znów się wystraszyłam. Uczucie przerażenia nie minęło, teraz doszło drżenie rąk.
Nie zastanawiając się dłużej wyskoczyłam ze swojego samochodu zamykając go, podbiegłam w stronę Heather i bez zastanowienia wsiadłam na miejsce pasażera w jej czerwonym samochodziku. - Widziałam to, co się stało? Ten huk... co to było...? - spojrzałam jej w oczy z przerażeniem. Nie wiedziałam nawet co powiedzieć.
Moją uwagę przykuła druga kobieta, która machała w naszym kierunku. - Wszystko z Panią w porządku? - zapytałam uchylając drzwi.
If you don't take drugs probably you have other addictions.
Kiwnelam do Charlotte po czym zwróciłam się do Lolani-Widziałam piorun, uderzył w środek lasu. Dziwne, bez burzy.. - wzruszylam ramionami bawiąc się obrączka na serdecznym palcu.
Zrobiło się pochmurnie i jakoś nieprzyjemnie. Włączyłam radio i spojrzałam na kobietę -w szpitalu wysiadl prąd.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
- Tak, tak, masz rację Bonzo - odparł po dłuższej chwili Ahmad czując, że chłopak jest zdrowo walnięty, ale lepiej było nie zostawać samemu bo jeszcze mogli mieć przecież jakieś zoo w okolicy i zamiast saren wyskoczą zaraz lwy czy inne tygrysy, a chłopak miał łuk i możliwe, że nawet umiał z niego strzelać. - To co robimy teraz?
- Nie jest w porządku... - powiedziałam lekko przerażona, zerknęłam na blondynkę - To tam też nie ma prądu? Może powinniśmy to gdzieś zgłosić? W ogóle co to robiły te sarny? Nigdy nie widziałam tutaj czegoś takiego.
Panika, ogarnęła mnie totalna panika.
Simone dotarła do willi dość szybko. Hawkins było małym miasteczkiem i podróż z jednego krańca na drugi zajmowała nie więcej niż kilkadziesiąt minut marszu.
Postanowiła wejść do domu swojego Escobara przez tylne wejście znajdujące się obok basenu. Kątem oka zauważyła, że w basenie COŚ SIĘ RUSZA. Podeszła bliżej i zobaczyła kilkanaście ohydnych stworzeń podobnych do dużych ślimaków pływających przy dnie zbiornika. Parę z nich trwało zwiniętych bez ruchu a ich obłe ciała pokrywała warstwa siwego śluzu. W błękitnej wodzie unosiło się mnóstwo drobnych czarnych cząstek. Gdy Simone była tutaj kilka dni temu ZDECYDOWANIE nie było czegoś takiego.
Obudził go budzik grający o 5:40 swoją znienawidzoną melodyjkę. W myślach ciągle jednak wspominał tą samą dziewczynkę o brązowych oczach wołającą o pomoc. Ten sam sen powtarzał mu się już od jakiegoś czasu. Z jakiegoś powodu wydawało się mu to dziwne, ponieważ nigdy jej nie widział. Czyżby jego własny umysł próbował płatać mu figle?
Z trudem podniósł się z ciepłego łóżka i udał się do kuchni. Prąd oczywiście nie wrócił więc jego śniadanie musiało się ograniczyć do kubka zimnego mleka, najdziwniejszej kanapki z masłem i serem oraz dwóch jabłek, które zabrał na drogę. Ojciec, tak jak go wczoraj zostawił, nadal smacznie spał w swoim fotelu. Chłopak ubrał się w strój roboczy, chwycił kluczyki do wozu i ruszył "ochoczo" rozpocząć kolejny, jakże fascynujący dzień pracy.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.